Miało być terenowo i nawet trochę było
Poniedziałek, 18 lipca 2011
| Komentarze 1
Szczegóły wycieczki:
21.60km
3.50km teren
01:22h
15.80km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Suma przewyższeń:430 m
Rower:Mystic Shock
Wszystko zapowiadało się idealnie: urlop, pogoda jak dla mnie wymarzona czyli bez słońca i ok. 20 stopni . Na dodatek cały weekend nie padało więc zaplanowałem wycieczkę w teren. Tym bardziej, że prognozy nie przewidywały opadów.
Plan był taki: wjechać na Kocierz dalej szlakiem czerwonym przez Potrójna na Madahore potem z nieznane dla mnie najpierw szlakiem niebieskim potem zielonym w okolice Łysiny zjazd do Kocierza Rychwałdzkiego potem znowu na szczyt Przełęczy Kocierskiej i od drugiej strony rzecz jasna z przełęczy dalej szlakiem zielonym na Beskidek i powrót do domu. Co z tego wyszło? Zaczęło się zgodnie z planem. Kiedy zaczynałem się wspinać na przełęcz okazało się , że synoptycy nie mieli racji. Najpierw lekki kapuśniaczek miałem nadzieję że na tym poprzestanie. Przy takiej pogodzie nie ma problemu mogę jechać. Niestety chwilę później opady przybrały na mocy i z obawy o sprzęt typu telefon czy licznik, który ostatnio stracił część obudowy postanowiłem schować się pod drzewem tuż za serpentynami w jakiejś drodze dla drwali i leśniczych.Może przestanie padaćSchronienie okazało się na tyle skuteczne że mimo dość intensywnych opadów udało mi się nie zmoknąć. Kiedy zorientowałem się, że dźwięk spadających kropli to już tylko to co spada z wyższych partii drzew opuściłem kryjówkę. Ukrywałem się ok. 100m od drogi do której dojazd to podłoże które wybrałem sobie jako cel na tą wycieczkę i niestety po opadach zrobiło się naprawdę nie fajnie, wiec swoje plany należało zmodyfikować o nowe okoliczności. Musiałem zrezygnować z prawie całej terenowej części, ale żeby nie było że sam asfalt zostawiłem sobie ostatni fragment z zaplanowanej trasy czyli przejazd z Kocierza na Beskidek. Dawno mnie tam nie było w pewnym momencie nawet nie miałem pewności czy aby dobrze jadę upewniłem się dopiero kiedy poznałem znajomy fragment znajomy oczywiście z tego powodu, że już raz tam leżałem. Cały tern fragment jechałem bardzo asekuracyjnie i nie wiem czy z powodu tego, że chyba straciłem umiejętności jazdy w terenie a może już mocno zużyte ritchey-e nie dają rady. Myślę że pewnie jedno i drugie dlatego trzeba rozejrzeć się na nowymi oponami w teren myślę, że w Beskidy gdzie jest sporo kamienia całkiem nieźle powinny sprawować się maxxis ridgeline i trzeba będzie więcej poćwiczyć w terenie.
Mapka tego co udało mi się przejechać:
Plan był taki: wjechać na Kocierz dalej szlakiem czerwonym przez Potrójna na Madahore potem z nieznane dla mnie najpierw szlakiem niebieskim potem zielonym w okolice Łysiny zjazd do Kocierza Rychwałdzkiego potem znowu na szczyt Przełęczy Kocierskiej i od drugiej strony rzecz jasna z przełęczy dalej szlakiem zielonym na Beskidek i powrót do domu. Co z tego wyszło? Zaczęło się zgodnie z planem. Kiedy zaczynałem się wspinać na przełęcz okazało się , że synoptycy nie mieli racji. Najpierw lekki kapuśniaczek miałem nadzieję że na tym poprzestanie. Przy takiej pogodzie nie ma problemu mogę jechać. Niestety chwilę później opady przybrały na mocy i z obawy o sprzęt typu telefon czy licznik, który ostatnio stracił część obudowy postanowiłem schować się pod drzewem tuż za serpentynami w jakiejś drodze dla drwali i leśniczych.Może przestanie padaćSchronienie okazało się na tyle skuteczne że mimo dość intensywnych opadów udało mi się nie zmoknąć. Kiedy zorientowałem się, że dźwięk spadających kropli to już tylko to co spada z wyższych partii drzew opuściłem kryjówkę. Ukrywałem się ok. 100m od drogi do której dojazd to podłoże które wybrałem sobie jako cel na tą wycieczkę i niestety po opadach zrobiło się naprawdę nie fajnie, wiec swoje plany należało zmodyfikować o nowe okoliczności. Musiałem zrezygnować z prawie całej terenowej części, ale żeby nie było że sam asfalt zostawiłem sobie ostatni fragment z zaplanowanej trasy czyli przejazd z Kocierza na Beskidek. Dawno mnie tam nie było w pewnym momencie nawet nie miałem pewności czy aby dobrze jadę upewniłem się dopiero kiedy poznałem znajomy fragment znajomy oczywiście z tego powodu, że już raz tam leżałem. Cały tern fragment jechałem bardzo asekuracyjnie i nie wiem czy z powodu tego, że chyba straciłem umiejętności jazdy w terenie a może już mocno zużyte ritchey-e nie dają rady. Myślę że pewnie jedno i drugie dlatego trzeba rozejrzeć się na nowymi oponami w teren myślę, że w Beskidy gdzie jest sporo kamienia całkiem nieźle powinny sprawować się maxxis ridgeline i trzeba będzie więcej poćwiczyć w terenie.
Mapka tego co udało mi się przejechać:
Stawili się też: