Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:50.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:06
Średnia prędkość:23.83 km/h
Maksymalna prędkość:62.30 km/h
Suma podjazdów:855 m
Suma kalorii:2250 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:50.05 km i 2h 06m
Więcej statystyk

W Kwietniu po raz pierwszy i ostatni

Szczegóły wycieczki:
50.05km 0.00km teren
02:06h 23.83km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Suma przewyższeń:855 m
Piszę z ponad dwutygodniowym opóźnieniem, jakoś ciężko się do tego zabrać nawet drugi tydzień siedząc w domu na L4. Chyba trochę przeholowałem w pracach przy domu a do tego siedząca praca i problemy z kręgosłupem gotowe. pewnie wyeliminowałem się z jazdy na rowerze na trochę dłużej, ale dobra teraz o tym jak to było 5. kwietnia. Początkowo myślałem o Hrobaczej Łące do wysokości asfaltu rzecz jasna, bo zawsze można stchórzyć i pojechać np na Żar. Ostatecznie stanęło na tym co zawsze. Ograniczony czas (ok 2h) jak zawsze każe wybierać mi tą samą drogę. W pierwszej kolejności na Kocierz. poszło całkiem nieźle udało się pobić czas z zeszłego roku, choć do minimum kwalifikacyjnego jaki sobie wyznaczyłem żeby wystartować w Pucharze Równicy nadal sporo brakuje a i z chorym kręgosłupem na pewno nie już w kwietniu nie potrenuję. W odróżnieniu od poprzedniego wjazdu mimo lepszego czasu zupełnie nie czułem się ujechany nawet nie miałem potrzeby zatrzymać się na szczycie. Na zjeździe dość niespotkany widok młody talent na oko nie więcej niż 13 lat dzielnie kręcił pod górę zostawiając za pewne ojca z 200m za sobą. Też w tym wieku miałem takie zapędy ale jedyna próba wybrania się tam wtedy zakończyła się rozwaleniem sprężyny w tylnej przerzutce na dzień przed wtedy życiową eskapadą. droga do domu przez kolejną przełęcz czyli Beskid Targanicki jakoś ostatnio nie lubiłem jeździć przez Wielką Puszczę zupełnie nie wiem dlaczego może dlatego, że zawsze kojarzy mi się z tym że jest tam zimno mokro i ciemno.
Szosą przez Puszczę
Na koniec jeszcze mały fail to już 9 rok jak jeźdze w SPD-ach i nigdy ale to nigdy nie zaliczyłem gleby z tego powodu. Do teraz otwierając bramkę żeby wjechać do ogródka wypiąłem sobie lewą nogę natomiast zupełnie nie wiem dlaczego rower postanowił polecieć w to drugie lewo no i wylądowałem na boku. Pierwszy raz po glebie zamiast “kur..” chciało mi się śmiać
Stawili się też: