Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:171.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:08:34
Średnia prędkość:19.97 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:1300 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:28.51 km i 1h 25m
Więcej statystyk

Na rybę do Kołobrzegu

Szczegóły wycieczki:
36.80km 0.00km teren
01:27h 25.38km/h:
Maks. pr.:34.70 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Obozowa kuchnia w tym dniu miała w menu obiad, który nikomu nie przypadł do gustu, więc dość zgodnie uznaliśmy, że lepszym pomyłem będzie wycieczka do Kołobrzegu i tam zjedzenie obiadu. Skoro jest rower, jest ładna pogoda, do Kołobrzegu jedzie się dobrze, to szkoda jechać samochodem. Wstępnie myślałem o tym aby zabrać Franka i z Oskarem pojechalibyśmy rowerami a Panie wysłać samochodem. W drodze powrotnej Franek miał dołączyć do damskiej części. Ostatecznie wyszło tak, ze jak przyszło nam wyjeżdżać była już pora popołudniowej drzemki dla Malucha a, że znacznie lepiej śpi się w foteliku samochodowym niż rowerowym, Franek pojechał jednak z damską częścią. Na tą okazję Oskar założył żółtą koszulkę, przymierzał tez Frankowy kask.Lider :D My od początku pełen gaz od czasu do czasu tylko zwalniając z powodu pieszych na ścieżce. Kulminacja oczywiście w Dźwirzynie tutaj jazda już slalomem. Na szczęście miejscowość jest mała i szybko z niej wyjeżdżamy. Dalej do Kołobrzegu znowu wysokim tempem. Po ostatniej nocnej wycieczce drogę do portu czyli miejsca zbiórki znam już dobrze. Ostatecznie do portu dojeżdżamy w 45 minut. Jak się okazuje 25 minut szybciej niż część samochodowa. Najpierw obiad, wszyscy już trochę zgłodnieliśmy. Robiąc małą sondę wśród sprzedawców biletów na różne wodne atrakcje w porcie, wybraliśmy Chatę Rybaka i to był dobry wybór. Ryba na prawdę pyszna, świeża i ani grama śmierdzącego oleju jak to w smażalniach bywa. Wszystko w prawdzie serwowane na jednorazowych tackach i tylko plastikowe sztućce, ale za to jedzenie bardzo dobre. Po obiedzie czas na zwiedzanie latarni morskiej. Skład prawie w komplecie (Lucyna po drugiej stronie aparatu) Wstęp dla dzieci od lat 4, więc Franek został z Panią Krysią swoją babcią obozową. Oskar jako niezainteresowany atrakcją został na dole ze sprzętem. Co ludzie robili w takich chwilach gdy nie było telefonów?Fota na latarni - nie mogło zabraknąćFranek już przejawia pasję do “kręcenia” Po zwiedzaniu latarni poszliśmy z Frankiem pooglądać statki.Trochę lipa, że silnik. Powinni rozwinąć żagiel Droga powrotna w jeszcze szybszym tempie choć prawie na finiszu nie obeszło się bez incydentu. Rodzina z chłopcem ok 10 lat przechodząc przez jezdnię w niedozwolonym miejscu weszła na ścieżkę rowerową prosto pod nasze koła. łapy w hamulce i próba ominięcia tylko tyle mogliśmy zrobić. Prawie się udało, prawie bo chłopak oberwał od Oskara z bicepsa. Przestraszony podskoczył z niemi mówiąc “nic mi nie jest, nic mi nie jest” Od swojej matki oberwał ochrzan, ze nie patrzy, ojcu włączyć się defense mode i próbował do nas startować coś o jeździe po chodniku, ale szybko został sprostowany, że to nie chodnik. Czas powrotny: 42 minuty i znowu pierwsi
Stawili się też:

Wzdółż wybrzeża - na zachód od Mrzeżyna

Szczegóły wycieczki:
20.13km 0.00km teren
01:45h 11.50km/h:
Maks. pr.:18.81 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Jedną z planowanych wycieczek nad morzem była rodzinna wycieczka do Niechorza na latarnię morską. Jakoś tak wyszło, paradoksalnie z powodu ładnej pogody, że ostatecznie wycieczka nie doszła do skutku. Udało się za to zrobić mały rekonesans tej trasy.Zakładam buty i jadę Na wywczasie byli z nami też znajomi, w tym zapalony biegacz, maratończyk Oskar. Przyjechał pociągiem, więc bez własnego roweru a że też miał ochotę z nami pojechać pożyczył rower od obozowego ratownika. W takim nieco poszerzonym składzie (Ja, Franek, Lucyna i Oskar) pojechaliśmy na zachód od Mrzeżyna drogą która owszem na mapie jest ale jej stan, przejezdność (tereny wojskowe) była raczej niewiadomą. Ku mojemu zdziwieniu za mostem na Redze zaczyna się ścieżka rowerowa, droga wzdłuż może i nie jest zbyt często uczęszczana bo dla samochodów jest ślepą ulicą, ale rowerem po niej ciężkoby jechać bo wyłożona jest grubym brukiem dlatego, Dzięki Ci Panie (Wojewodo, Starosto) za tę ścieżkę.Oskar na pożyczonym rowerze Uzupełnianie płynów - ważna rzeczJak mówi mapa tej utwardzonej ścieżki jest 2,5 km potem ścieżka skręca w lewo i zaczyna się bity szlak rowerowy, szeroka leśna ścieżka bez wystających korzeni i tego typu niespodzianek, więc również przyjemna pod warunkiem, że nie jedzie się na szosowych oponach. Na początku tej ścieżki robimy przystanek, żeby zorientować się w sytuacji gdzie jesteśmy i co robimy dalej tu właśnie przychodzi z pomocą wspomniana wcześniej mapa.Trasa rowerowa Mrzeżyno - Pogorzelica Tato! Ty też zdejmij kaskPo krótkim odpoczynku zdecydowaliśmy się dojechać do miejsca oznaczonego jako “punkt widokowy” czyli jeszcze ok 2,6 km. Jak się okazało ścieżka zmienia swoją nawierzchnię jeszcze kilka razy. Odcinek zielony to leśna ścieżka, fioletowy do pierwszego zakrętu to równo ułożone płyty betonowe, miedzy pierwszym a drugim zakrętem to znowu leśna ścieżka ale od drugiego do puntu widokowego to już niestety ten bruk który był na początku. Tu jedzie się zdecydowanie najgorzej. Żeby nie wytrząść Malca, którego wiozę z tyłu starałem się jechać samym brzegiem tam gdzie piach powchodził w szczeliny niczym kolarze w Paris - Roubaix. Punkt widokowy dość znacznie odbiega krajobrazem od tego co przestawia mapa. Przede wszystkim dlatego, że znajduje się ma klifie. Punkt widokowy Gdy przyszedł czas powrotu, Franek zbyt dobrze się bawił aby chciał wsiadać spowrotem do fotelika. ostatecznie jednak dał się przekonać. W drodze powrotnej jednak trochę znużyła go wycieczka gdyż uciął sobie drzemkę.
Stawili się też:

Przepraszam, którędy do portu?

Szczegóły wycieczki:
37.19km 0.00km teren
01:34h 23.74km/h:
Maks. pr.:35.32 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Ciężko było w tym roku wybrać miejsce na urlop. Ostatecznie wygrało miejsce wydawać by się mogło najbardziej absurdalne czyli wyjazd z 16 miesięcznym dzieckiem nad polskie morze pod namiot. Plażowanie to dla mnie nuda a i trzeba przewidzieć, że trafią się dni mniej słoneczne, wietrzne (jak to nad Bałtykiem bywa) i co tu robić? Najlepiej pojeździć rowerem, więc te także pojechały z nami.Irokez Wybierając się pod namiot nad Bałtyk trzeba przygotować się na każdą pogodę, ponadto trzeba zabrać wózek, zabawki o samym namiocie nie wspominając. Zmieścić to wszystko w samochodzie to sztuka nie lada dlatego też zakup gum do mocowania bagażu (2 komplety po 9,90 za komplet) to najlepiej wydane ~20 zł w tym roku nic nie wypada nic nie leci podczas hamowania. Namiot bez problemu mieści: nas to to duże na drugim planie dwa rowery, pewnie i 6 by ich tu jeszcze weszło jest też sporo miejsca do pływania Pierwszy dzień po przyjeździe na miejsce to oczywiście zagospodarowanie się i próba dojścia do siebie po nocnej wyprawie na drugi koniec kraju. Na rowerowanie przyszedł czas dopiero następnego dnia.
Zapomniałem dodać, że miejsce pobytu to las gdzieś pomiędzy Mrzeżynem a Rogowem.
Jako cel: port w Kołobrzegu. start: wieczorem po 22. 22:25 nad morzem w lipcu to jeszcze nie pełny mrok - Dźwirzyno Z Rogowa do Kołobrzegu prowadzi ścieżka rowerowa co oczywiście sprawia, że można czuć się bezpieczniej niż na drodze ale ze względu na pieszych czujność należy mieć podwójną tym bardziej przy prędkości przelotowej rzędu 28 - 30 km/h. Poza miastami o tej porze nie jest to jednak spory problem.Cel już blisko Po ok 40 minutach dojeżdżam do centrum Kołobrzegu, tylko gdzie jest port? Jak na zawołanie spostrzegłem po drugiej stronie drogi plan miasta. Okazał się on jednak bezużyteczny z powodu braku “jesteś tu” zamiast szukać na nim ulicy na której się znajduję i zastanawiać na którym jej końcu jestem szybciej będzie zagrzebać w kieszeni koszulki i zerknąć na telefon. Trasę przez miasto wstępnie zaplanowałem, ale jeszcze co kilka skrzyżowań trzeba było na mapę zerkać. cała operacja trwała pewnie tyle co sam dojazd do Kołobrzegu, ale w końcu osiągnąłem cel.Latarnia Morska w Kołobrzegu Wschodni falochron jest dostępny dla spacerujących. “Spacerujących” słowo klucz na jego początku stoi znak B-9 “zakaz wjazdu rowerów”znaku nie widać spacerujących niewielu ale nie chciałem łamać zakazu więc ja i rower poszliśmy piechotą. Ścieżka rowerowa Rogowo - Kołobrzeg w sporej części prowadzi przez las co jest sporą zaletą w słoneczne dni ale w nocy nieoświetlona, skrywa kilka pułapek jak np. niskie gałęzie na wysokości twarzy, po zderzeniu z jedną taką czas wyjąć środki ostrzejsze niż lampka rowerowa. Z kieszonki wyciągam czołówkę, teraz widzę wszystko gdziekolwiek bym nie spojrzał. Trasa oczywiście płaska jak to na pomorzu ale na prawdę przyjemna. Na koniec jeszcze dodam, że po jednej krótkiej wycieczce wypucowany wcześniej do czysta, wyglądał tak: brudas
Stawili się też:

Z Kocierzą na Kubę...yyy?

Szczegóły wycieczki:
30.50km 0.00km teren
01:40h 18.30km/h:
Maks. pr.:75.50 km/h
Suma przewyższeń:670 m
Rower:Mystic Shock
Plany zaczęły się we wtorek. Kuba napisał mi, że wybierają się końcem tygodnia z Dominikiem i kimś jeszcze na Magurkę. Dawno nie byłem na Magurce, Dawno nie widziałem się z Dominikiem (z Kubą wcale :P) Termin był dla mnie dość nie pewny bo planujemy wyjazd nad morze, ale wynegocjowałem aby jechać w piątek co sprawiło,że czwartek to dzień na rower. Niestety jak to bywa im więcej osób tym ciężej wszystko zgrać. Czwartek nie odpowiadał Dominikowi. Mnie na Magurce aż tak bardzo nie zależało tym bardziej że to w dwie struny z 80km by wyszło a jak dla mnie to już dystans nie lada, więc zaproponowałem Kubie coś bardziej lokalnego. Od słowa do słowa z powodu dość wysokiej temperatury w ciągu dnia wycieczkę ze wstępnym planem wjechać na Kocierz od frontu i od dupy strony, ustaliliśmy na godzinę 20. W pośpiechu kończyłem obowiązki żeby się spóźnić, nawet się udało. W mówionym miejscu przywitał mnie człowiek wyższy ode mnie co się rzadko zdarza. Droga mijała nam na pogawędkach a to o Mystic'u (Kuba też taki miał, ja jeżdżę nim do dziś) a to o odkrywaniu tych lokalnych górek, a to o przygodach jakie czyhają na tych drogach tym oto sposobem wkręciliśmy się na szczyt przełęczy. Ja tempem emeryta, Kuba przynajmniej miał czas pooglądać zakamarki, których pewnie normalnie nie ma czasu oglądać. Na szczycie szybka decyzja, zjeżdżamy na druga stronę. Na dole Bla bla bla coś o szosówkach no i czas wracać. Podjazd od dupy strony jest chyba łatwiejszy bo mimo że dalej się trochę ociągam a Kuba żeby mi nie odjechać jedzie zakosami takimi że aż łapie pobocza, to jednak idzie mi znacznie lepiej. Basen na Kocierzu niestety o tej porze zamknięty już a szkoda chętnie bym tam wskoczył. Kuba strasznie zgłodniał chyba dlatego na zjeździe pognał tak że nie mogłem go dogonić chciał po prostu koniecznie zjeść już kolację. Mnie licznik pokazał prędkość 75,5 km/h nie chce wiedzieć jak szybko zjeżdżał ten wielki szalony człowiek. Targanice to już tylko sprint do domu.
Dzięki Kuba za wspólną wycieczkę było super, do następnego razu.
Z tego wszystkiego fot nie ma.
Stawili się też:

Wielkość ma znaczenie - czyli na maxxisach przez Wielką Puszczę

Szczegóły wycieczki:
31.27km 0.00km teren
01:18h 24.05km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Suma przewyższeń:350 m
Rower:Mystic Shock
Tym razem plan był bardziej ambitny niż poprzednio a za razem taki aby podbudować morale będąc zupełnie bez formy. Trasa planowana (i wykonana) przez Roczyny, Czaniec, Porąbkę i Wielką Puszcze. Oczywiście na finał podjazd (i tu dokonałem epokowego odkrycia) Beskid Targanicki. Trasa nie przypadkowa, bo dobrze wiem, że właśnie tu można na przyzwoitym dystansie osiągnąć niezły czas przejazdu, a to bardzo budujące i motywujące a mnie właśnie tego trzeba. Na początek serwis czyli zmiana opon. Nie ma czasu więc nie będzie głaskania Detonatora łyżką tylko czysta brutalna siła. Tym sposobem zmiana opon odbyła się w rekordowym zapewne, acz nie mierzonym czasie. Bałagan po tym przedsięwzięciu jest do dziś. Na rozkętkę kurs na Brzezinkę potem speed przez Czaniec na moim pasie leży już świeżutki śmierdzący asfalt. Lekko jadąc docieram do Porąbki tu szybki i siłowy serwis bo siodełko się zdaje przesuwać. Niestety chyba sztyca jest już do wymiany niewytrzymała naporu słonia i mimo dokręcania siodełko ciągle ucieka do tyłu no cóż, jakoś na razie muszę z tym żyć. Oczywiście pamiątkowa fota:serwis pod kościołem Jazda o tej porze (ok godz. 22) przez ciemną puszczę może przyprawić o gęsią skórę nie bynajmniej z powodu temperatury 14 stopni ale dlatego, że wtedy nawet liść łopianu wygląda złowrogo, znaki drogowe łypią ślepiami co jakiś czas na drogę wskakuje przystanek autobusowy o prawdziwych zagrożeniach nie wspominając jak jeleń (czy coś podobnego) czy świecąca czerwonym światełkiem kapliczka. Roju świetlików niestety nie stwierdziłem tylko pojedyncze sztuki. Na szczycie przełęczy, jak już wspominałem epokowe odkrycie. Beskid Targanickito jest "Beskid Targanicki" Owszem słyszałem taką nazwę w obiegu ale nigdy nie wiedziałem jak ta przełęcz się nazywa nigdy wcześniej nie widziałem tej tabliczki. Ze szczytu już tylko szybki przejazd przez Targanice i do domu.
Stawili się też:

Targanicka Ciemną Nocą

Szczegóły wycieczki:
15.16km 0.00km teren
00:50h 18.19km/h:
Maks. pr.:46.58 km/h
Suma przewyższeń:280 m
Rower:Mystic Shock
Ostatnio Kuba bardzo zachwalał nocne kręcenie, co mnie bardzo zainspirowało do takiego właśnie wykorzystania chyba jedynego wolnego czasy w ciągu doby. Zakupiwszy lampki, wyczekawszy odpowiednią pogodę przyszedł czas na nocną wycieczkę pierwszą od miliona lat chyba. Na zmianę opon szkoda było czasu więc na szosę wytoczyłem się walcem na oponach 2.1. Uznałem, że przy mojej kondycji i spooorej przerwie w rowerowaniu nie będzie to miało absolutnie żadnego znaczenia. Jako pierwszą po prawie (trochę wstyd) dwóch latach treningową trasę albo prawie płaska pętla Chocznia - Frydrychowice - Wieprz albo Bliższa sercu - Przełęcz Targanicka. Wszak motto "Nie było podjazdu nie było wycieczki" ciągle żywe. Nie mogło być inaczej wygrała Targanicka. Zacząłem ambitnie ale pierwsze 800 metrów uświadomiły mi że zdecydowanie odpowiedniejsze dla mnie jest dziadkowe tempo. Mniejsza z tym jak mi szło. Tą sprawę lepiej przemilczeć. O czym warto wspomnieć to, to, że nocne wycieczki to na prawdę coś innego. Droga ta sama, ale w jakimś odmiennym stanie owady lecące do lampki, stada świetlików i zdecydowanie największe zaskoczenie wyprzedzający cień przy oddalaniu się od latarni, cały czas miałem wrażenie, że ktoś właśnie wyjeżdża mi zza pleców, ubawiłem się tym bardzo. światła na Kocierzu (nawet je widać :P)Nikt nie powie, że nie byłem
Stawili się też: