Kraksa brata na Kocierzu
Sobota, 20 sierpnia 2011
| Komentarze 1
Szczegóły wycieczki:
25.80km
0.00km teren
01:25h
18.21km/h:
Maks. pr.:74.00 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
To miał być fajny dzień na wycieczki rano pętla 28km z fajnym podjazdem. Popołudniu kolejna przełęcz, tym razem z bratem (w 2011 lat 15) na jego wtedy jeszcze nowej Meridzie. Pod górę wszystko szło świetnie. Chłopak jak na jego pierwszy raz radził sobie nieźle i bez zatrzymania udało mu się wkręcić na szczyt. W dół jechaliśmy w takiej konfiguracji, że ja jechałem z przodu wydawało mi się, ze w ten sposób jadąc bezpiecznym tempem pohamuję jakąś chęć świrowania w młodym człowieku. To jednak okazało się być dużym błędem z mojej strony bo tym samym straciłem go z oczu no właśnie nie wiedząc kiedy. Zerknąłem za siebie gdzieś tak w połowie prostej, przed serpentynami i go nie zobaczyłem. Zwolniłem myślałem, że może na chwilę zatrzymał się po coś i za chwilę się pojawi. Powoli przejechałem serpentyny i zatrzymałem się tuż za nimi w miejscu gdzie widać spory kawałek drogi w górę. Dzwonię. Nie odbiera, nie ma więc co czekach tylko w tył zwrot i spowrotem na górę. Nie przejechałem zbyt wiele kiedy usłyszałem z dołu sygnał karetki a to nie wróżyło dobrze. Chyba nigdy tak szybko na tą górę nie wjeżdżałem. Zatrzymałem jadącego z góry motocyklistę i pytam czy tam na górze coś się stało. Powiedział, że przewrócił się chłopak na rowerze. Jam powiedziałem, że to mój brat najprawdopodobniej, doprecyzował że raczej nic się nie stało, chodzi raczej nic nie złamał jest tylko poobijany, że ktoś się tam zatrzymał i mu pomagał. Powiało optymizmem w tej dość kiepskiej sytuacji. samochód na sygnale okazał się być karetką jadącą na górę minęła mnie w chwili kiedy podziękowałem motocykliście za informacje. Mimo informacji, które właśnie dostałem karetka nie brzmiała optymistycznie. W okolicach ostatnich domów zatrzymuje się obok mnie samochód jadący z góry. Kierowca pyta czy jestem bratem, odpowiadam że no zapewne tak. Okazało się że to właśnie on pomagał mojemu bratu, że nic mu nie jest ale karetka zabierze go do Wadowic aby go zbadać w szpitalu, żebym już zawrócił bo oni i tak już będą zjeżdżać i ze ma jego rower i dokąd go dostarczyć. Podałem mu mój adres, żeby nie niepokoić matki a do niej ja sam zadzwonię. Do domu wróciłem w równie błyskawicznym tempie. Uprzejmego Pana spotkałem po raz drugi kiedy byłem już prawie w domu. Szybko się przebrałem i pojechałem po mamę aby pojechać do szpitala. Na SOR-ze brata właśnie opatrywali i prześwietlali. Dowiedzieliśmy się, że raczej nie będą go zostawiać na obserwacji tylko opatrzą i będzie można zabrać go do domu bo jedyne obrażenia to powierzchowne obtarcia i stłuczenia. Od brata dowiedziałem się, że przewrócił się na żwirze przy wjeździe do lasu.Tak wyglądał po powrocie
Stawili się też: