Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Razem raźniej

Dystans całkowity:334.87 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:24
Średnia prędkość:20.42 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:4827 m
Suma kalorii:10627 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:47.84 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Zamiast głosować poszedłem pedałować - krótka opowieść o butowaniu pod Beskid Targanicki

Szczegóły wycieczki:
68.98km 0.00km teren
03:31h 19.62km/h:
Maks. pr.:73.36 km/h
Suma przewyższeń:1370 m
No i przyszedł czas żeby pojeździć też coś na szosie bo już prawie dwa miesiące jak rower stoi nieużywany. Po awarii kręgosłupa nie ma już śladu więc można już siadać na rower. Na niedzielę umówiłem się z kolegą z pracy. Próżno bowiem szukać takich pagórków jak na Podbeskidziu w okolicach Krakowa gdzie mieszka czy Chrzanowa skąd pochodzi. Dla mnie, jak na sporą przerwę w kręceniu plan dość ambitny jak się później okazało zbyt ambitny. Kocierz, Żar, Beskid Targanicki - dla mnie klasyka, dla Piotrka zupełna nowość. Już w piątek przywiozłem jego rower z Krakowa do siebie żeby uprościć nieco logistykę przedsięwzięcia. Pod domem okazało się, że zupełnie nie powietrza w przednim kole, nic to zadzwoniłem, powiedziałem jak sprawy się mają i niczym dobry kolega wymieniłem dętkę tą zapasową która miał w torebce pod siodełkiem. Start niedziela 8 rano. Miało być do 20 stopni i bez słońca czyli wg mnie idealnie. Pogoda nico jednak rozminęła się z prognozą bo kiedy już przejechaliśmy na druga stronę Przełęczy Kocierskiej zaczęła się lampa i tak było już przez cały czas. Już na początku pierwszego podjazdu czułem, że to nie będzie mój dobry dzień. Piotrek pojechał przodem ja swoim tempem kulałem się na górę. Wyprzedziłem w prawdzie po drodze paru śmiałków a i czasy miewałem gorsze w tym roku kosztowało mnie to jednak znacznie więcej wysiłku niż powinno. Z Żarem rzecz miała się podobnie wykręciłem chyba najgorszy czas ever. Na górze zamarudziliśmy trochę.
Piotr na Żarze pierwszy raz w życiu
i ja po raz n-ty
A na zjeździe (podjeździe też) takie niespodzianki
Na zjeździe Piotrek zaliczył mały fuck-up.
guuuma!
Jako że swoją dętkę zużył jeszcze przed startem moją w drodze to dalej jechał już bardzo ostrożnie.
piechotą - grunt to gumy nie złapać

most zamknęli ale kilkaset metrów można skrócić
Na koniec jeszcze ostatni podjazd - Beskid Targanicki pozajeżdżałem tam milion razy i tym razem po raz pierwszy przegrałem. Nie dało się po prostu się nie dało ostatnie 150m musiałem rower pchać na górę
Stawili się też:

Kocierz i Beskid Targanicki w środku... zimy

Szczegóły wycieczki:
62.41km 0.00km teren
02:42h 23.11km/h:
Maks. pr.:69.16 km/h
Suma przewyższeń:990 m
Weekend miał raczej być raczej terenowy ale w tygodniu Dominik wyszedł z propozycją pojechania na Kocierz na który wybieramy się wspólnie parę lat ale w ostatnim miesiącu temat żywo powrócił a okazji nie można było przepuścić. Żeby maksymalnie wykorzystać zaproponowałem wariant od strony Żywca, mniej lubiany przeze mnie, ale i tam trzeba też czasem pojeździć. Nie chcąc się spóźnić jak ostatnio wyszedłem trochę wcześniej. Czas ten jednak pochłonęła mi pompka. Ciśnienie w oponie ważna sprawa a tu fuckup po ostatnim pompowaniu Mystica zawór w pompce nie daje się odkręcić i przestawić na presta. W końcu skapitulował a ja na miejsce zbiórki dotarłem 5 minut przed czasem, ale i tak drugi (z innego punktu widzenia ostatni). Po nieco ponad godzinie meldujemy się na szczycie przełęczy. Posiłek przed kolejnym podjazdem
i coś do picia
Dalsza droga to podjazd na Beskid Targanicki przyznam, że dawno mnie ten krótki odcinek tak nie zmęczył na dodatek na mokrej nawierzchni w najtrudniejszym punkcie zaliczyłem poślizg tylnego koła przy dwóch obrotach jeszcze jeden a pewnie bym spadł z roweru i pchał aż do wypłaszczenia. Ostatecznie udało się jednak podjechać. W Porąbce rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę


Stawili się też:

Poświąteczne spalanie kalorii na Żarze

Szczegóły wycieczki:
52.16km 0.00km teren
02:21h 22.20km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Suma przewyższeń:708 m

W sobotę Dominik rzucił pomysłem wyjazdu na Żar. Ja byłem jak najbardziej na “tak”. Umówiliśmy się na 9 rano w Międzybrodziu jak dla mnie trochę wcześnie ale udało mi się punktualnie pozbierać (choć niepunktualnie dojechać). W nocy dość mocno wiało, Dominik nawet zastanawiał się czy jest sens jechać, ale rano było już znacznie spokojniej. W ogóle pogoda w tym roku w grudniu przypomina raczej marzec albo i kwiecień wiatr halny który wieje od kilku dni w prawdzie przynosi w prawdzie wysoką temperaturę i ładną pogodę ale i uprzykrza jazdę rowerzystom mnie w niedziele do tego stopnia, że kiedy tylko skręciłem na południe miałem wiatr w twarz i na miejscu zbiórki zameldowałem się z 10 minutowym spóźnieniem. Podjazd szedł ciężko (wszak świeżo po świętach) , ale w miłej atmosferze i nawet się nie obejrzałem a byliśmy na szczycie.

Na szczycie
Dominik na Żarze

Podziwiam Dominika mnie ciężko było podjechać na Żar w niedzielę a on przyjechał przez Przegibek i jeszcze tamtędy wracał ja wybrałem wariant najprostszy z możliwych czyli przez Czaniec. Fanie było znowu razem pokręcić. Do następnego razu.

Stawili się też:

Spotkanie po latach

Szczegóły wycieczki:
63.89km 0.00km teren
02:58h 21.54km/h:
Maks. pr.:74.31 km/h
Suma przewyższeń:1089 m
Przyszedł czas wypróbować szosę na jakimś podjeździe. Ponieważ nie bardzo wiedziałem czego się spodziewać najlepszym wydawał mi się Żar. Długi ale nie zbyt stromy. Dodatkowo Dominik rzucił kilka dni temu propozycję wyjazdu na Żar właśnie. Wreszcie udało się spotkać po latach na jakiś wspólny uphill. Dominik rzecz jasna wybierał się przez Przegibek, ja przez Czaniec. Żeby podjechać na Beskid Targanicki szosówką zdecydowanie nie jestem gotów, dlatego wybrałem wariant ekspresowy. Spotkaliśmy się w Międzybrodziu i ruszyliśmy na Żar. Nie było łatwo, choć biorąc pod uwagę jak podjeżdżałem na kolejne wzniesienie (ale to tych za chwilę) to mogę powiedzieć że wcale się nie zmęczyłem. Na górze czas na Cole. Najgrubszy kolarz świata (ja) wciągnął dwie. Bidony tez już miałem prawie puste - nic dziwnego, że się męczyłem skoro tyle dodatkowych płynów musiałem wozić. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, wszak nie widzieliśmy się jak dobrze liczę 4 lata. Zjazd w dół bez szaleństw choć 74km/h pękło. Za mostem rozjeżdżamy się, bo postanowiłem wracać przez Kocierz nie będąc do końca przekonanym czy to dobry pomysł. Przed samym podjazdem zatrzymuję się jeszcze na chwilę, żeby zjeść batona o którym wcześniej zapomniałem. Mimo dobrego startu na początku podjazdu szybko zaczynam odczuwać braki treningowe. Szło mi znacznie gorzej niż na Żar. Koniec końców dojeżdżam na szczyt. Dopijam ostatni łyk napoju, którym podzielił się ze mną Dominik przy rozjeździe. Zjazd z Kocierza tez nie należał do przyjemnych prawie 60 km na nowym rowerze w nowej pozycji było przyczyną bólu karku a tu nie ma zmiłuj trzeba w pochylonej pozycji patrzyć przed siebie - to boli. Mimo tych dolegliwości i niemocy myślę, że było bardzo fajnie. Dzięki Dominik za wspólny uphill może następny raz wypadnie nieco wcześniej niż za kolejne 4 lata.
Stawili się też:

Na rybę do Kołobrzegu

Szczegóły wycieczki:
36.80km 0.00km teren
01:27h 25.38km/h:
Maks. pr.:34.70 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Obozowa kuchnia w tym dniu miała w menu obiad, który nikomu nie przypadł do gustu, więc dość zgodnie uznaliśmy, że lepszym pomyłem będzie wycieczka do Kołobrzegu i tam zjedzenie obiadu. Skoro jest rower, jest ładna pogoda, do Kołobrzegu jedzie się dobrze, to szkoda jechać samochodem. Wstępnie myślałem o tym aby zabrać Franka i z Oskarem pojechalibyśmy rowerami a Panie wysłać samochodem. W drodze powrotnej Franek miał dołączyć do damskiej części. Ostatecznie wyszło tak, ze jak przyszło nam wyjeżdżać była już pora popołudniowej drzemki dla Malucha a, że znacznie lepiej śpi się w foteliku samochodowym niż rowerowym, Franek pojechał jednak z damską częścią. Na tą okazję Oskar założył żółtą koszulkę, przymierzał tez Frankowy kask.Lider :D My od początku pełen gaz od czasu do czasu tylko zwalniając z powodu pieszych na ścieżce. Kulminacja oczywiście w Dźwirzynie tutaj jazda już slalomem. Na szczęście miejscowość jest mała i szybko z niej wyjeżdżamy. Dalej do Kołobrzegu znowu wysokim tempem. Po ostatniej nocnej wycieczce drogę do portu czyli miejsca zbiórki znam już dobrze. Ostatecznie do portu dojeżdżamy w 45 minut. Jak się okazuje 25 minut szybciej niż część samochodowa. Najpierw obiad, wszyscy już trochę zgłodnieliśmy. Robiąc małą sondę wśród sprzedawców biletów na różne wodne atrakcje w porcie, wybraliśmy Chatę Rybaka i to był dobry wybór. Ryba na prawdę pyszna, świeża i ani grama śmierdzącego oleju jak to w smażalniach bywa. Wszystko w prawdzie serwowane na jednorazowych tackach i tylko plastikowe sztućce, ale za to jedzenie bardzo dobre. Po obiedzie czas na zwiedzanie latarni morskiej. Skład prawie w komplecie (Lucyna po drugiej stronie aparatu) Wstęp dla dzieci od lat 4, więc Franek został z Panią Krysią swoją babcią obozową. Oskar jako niezainteresowany atrakcją został na dole ze sprzętem. Co ludzie robili w takich chwilach gdy nie było telefonów?Fota na latarni - nie mogło zabraknąćFranek już przejawia pasję do “kręcenia” Po zwiedzaniu latarni poszliśmy z Frankiem pooglądać statki.Trochę lipa, że silnik. Powinni rozwinąć żagiel Droga powrotna w jeszcze szybszym tempie choć prawie na finiszu nie obeszło się bez incydentu. Rodzina z chłopcem ok 10 lat przechodząc przez jezdnię w niedozwolonym miejscu weszła na ścieżkę rowerową prosto pod nasze koła. łapy w hamulce i próba ominięcia tylko tyle mogliśmy zrobić. Prawie się udało, prawie bo chłopak oberwał od Oskara z bicepsa. Przestraszony podskoczył z niemi mówiąc “nic mi nie jest, nic mi nie jest” Od swojej matki oberwał ochrzan, ze nie patrzy, ojcu włączyć się defense mode i próbował do nas startować coś o jeździe po chodniku, ale szybko został sprostowany, że to nie chodnik. Czas powrotny: 42 minuty i znowu pierwsi
Stawili się też:

Wzdółż wybrzeża - na zachód od Mrzeżyna

Szczegóły wycieczki:
20.13km 0.00km teren
01:45h 11.50km/h:
Maks. pr.:18.81 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Jedną z planowanych wycieczek nad morzem była rodzinna wycieczka do Niechorza na latarnię morską. Jakoś tak wyszło, paradoksalnie z powodu ładnej pogody, że ostatecznie wycieczka nie doszła do skutku. Udało się za to zrobić mały rekonesans tej trasy.Zakładam buty i jadę Na wywczasie byli z nami też znajomi, w tym zapalony biegacz, maratończyk Oskar. Przyjechał pociągiem, więc bez własnego roweru a że też miał ochotę z nami pojechać pożyczył rower od obozowego ratownika. W takim nieco poszerzonym składzie (Ja, Franek, Lucyna i Oskar) pojechaliśmy na zachód od Mrzeżyna drogą która owszem na mapie jest ale jej stan, przejezdność (tereny wojskowe) była raczej niewiadomą. Ku mojemu zdziwieniu za mostem na Redze zaczyna się ścieżka rowerowa, droga wzdłuż może i nie jest zbyt często uczęszczana bo dla samochodów jest ślepą ulicą, ale rowerem po niej ciężkoby jechać bo wyłożona jest grubym brukiem dlatego, Dzięki Ci Panie (Wojewodo, Starosto) za tę ścieżkę.Oskar na pożyczonym rowerze Uzupełnianie płynów - ważna rzeczJak mówi mapa tej utwardzonej ścieżki jest 2,5 km potem ścieżka skręca w lewo i zaczyna się bity szlak rowerowy, szeroka leśna ścieżka bez wystających korzeni i tego typu niespodzianek, więc również przyjemna pod warunkiem, że nie jedzie się na szosowych oponach. Na początku tej ścieżki robimy przystanek, żeby zorientować się w sytuacji gdzie jesteśmy i co robimy dalej tu właśnie przychodzi z pomocą wspomniana wcześniej mapa.Trasa rowerowa Mrzeżyno - Pogorzelica Tato! Ty też zdejmij kaskPo krótkim odpoczynku zdecydowaliśmy się dojechać do miejsca oznaczonego jako “punkt widokowy” czyli jeszcze ok 2,6 km. Jak się okazało ścieżka zmienia swoją nawierzchnię jeszcze kilka razy. Odcinek zielony to leśna ścieżka, fioletowy do pierwszego zakrętu to równo ułożone płyty betonowe, miedzy pierwszym a drugim zakrętem to znowu leśna ścieżka ale od drugiego do puntu widokowego to już niestety ten bruk który był na początku. Tu jedzie się zdecydowanie najgorzej. Żeby nie wytrząść Malca, którego wiozę z tyłu starałem się jechać samym brzegiem tam gdzie piach powchodził w szczeliny niczym kolarze w Paris - Roubaix. Punkt widokowy dość znacznie odbiega krajobrazem od tego co przestawia mapa. Przede wszystkim dlatego, że znajduje się ma klifie. Punkt widokowy Gdy przyszedł czas powrotu, Franek zbyt dobrze się bawił aby chciał wsiadać spowrotem do fotelika. ostatecznie jednak dał się przekonać. W drodze powrotnej jednak trochę znużyła go wycieczka gdyż uciął sobie drzemkę.
Stawili się też:

Z Kocierzą na Kubę...yyy?

Szczegóły wycieczki:
30.50km 0.00km teren
01:40h 18.30km/h:
Maks. pr.:75.50 km/h
Suma przewyższeń:670 m
Rower:Mystic Shock
Plany zaczęły się we wtorek. Kuba napisał mi, że wybierają się końcem tygodnia z Dominikiem i kimś jeszcze na Magurkę. Dawno nie byłem na Magurce, Dawno nie widziałem się z Dominikiem (z Kubą wcale :P) Termin był dla mnie dość nie pewny bo planujemy wyjazd nad morze, ale wynegocjowałem aby jechać w piątek co sprawiło,że czwartek to dzień na rower. Niestety jak to bywa im więcej osób tym ciężej wszystko zgrać. Czwartek nie odpowiadał Dominikowi. Mnie na Magurce aż tak bardzo nie zależało tym bardziej że to w dwie struny z 80km by wyszło a jak dla mnie to już dystans nie lada, więc zaproponowałem Kubie coś bardziej lokalnego. Od słowa do słowa z powodu dość wysokiej temperatury w ciągu dnia wycieczkę ze wstępnym planem wjechać na Kocierz od frontu i od dupy strony, ustaliliśmy na godzinę 20. W pośpiechu kończyłem obowiązki żeby się spóźnić, nawet się udało. W mówionym miejscu przywitał mnie człowiek wyższy ode mnie co się rzadko zdarza. Droga mijała nam na pogawędkach a to o Mystic'u (Kuba też taki miał, ja jeżdżę nim do dziś) a to o odkrywaniu tych lokalnych górek, a to o przygodach jakie czyhają na tych drogach tym oto sposobem wkręciliśmy się na szczyt przełęczy. Ja tempem emeryta, Kuba przynajmniej miał czas pooglądać zakamarki, których pewnie normalnie nie ma czasu oglądać. Na szczycie szybka decyzja, zjeżdżamy na druga stronę. Na dole Bla bla bla coś o szosówkach no i czas wracać. Podjazd od dupy strony jest chyba łatwiejszy bo mimo że dalej się trochę ociągam a Kuba żeby mi nie odjechać jedzie zakosami takimi że aż łapie pobocza, to jednak idzie mi znacznie lepiej. Basen na Kocierzu niestety o tej porze zamknięty już a szkoda chętnie bym tam wskoczył. Kuba strasznie zgłodniał chyba dlatego na zjeździe pognał tak że nie mogłem go dogonić chciał po prostu koniecznie zjeść już kolację. Mnie licznik pokazał prędkość 75,5 km/h nie chce wiedzieć jak szybko zjeżdżał ten wielki szalony człowiek. Targanice to już tylko sprint do domu.
Dzięki Kuba za wspólną wycieczkę było super, do następnego razu.
Z tego wszystkiego fot nie ma.
Stawili się też: