Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Meridzią

Dystans całkowity:1053.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:38
Średnia prędkość:23.08 km/h
Maksymalna prędkość:74.31 km/h
Suma podjazdów:16161 m
Suma kalorii:45739 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:45.78 km i 1h 59m
Więcej statystyk

Odwet za 25. maja

Szczegóły wycieczki:
26.29km 0.00km teren
01:04h 24.65km/h:
Maks. pr.:58.87 km/h
Suma przewyższeń:301 m
W ciągu dnia lampa i upał jak dla mnie to za dużo żeby wsiadać na rower… aż do zmroku kiedy słońce zaczęło zachodzić czyli ok 21 i temperatura spadła do ok 20 stopni pojechałem jednak zmierzyć się z Beskidem Targanickim. Wiem że okoliczności nie te co ostatnio bo wtedy kiedy poległem miałem już przejechane ponad 50km i ponad 1000m w pionie do tego w upale. Tym razem w optymalnej temperaturze na świeżo po dobrej rozgrzewce. Podjechać oczywiście się udało w dodatku robąc najlepszy czas od kiedy to notuje czyli od kiedy sprawiłem sobie szosówkę. jest to też pewnie mój najlepszy czas na tą przełęcz w ogóle bo jakkolwiek ścigam się z samym sobą nigdy na Bieskid Targanicki tam zawsze plan jest taki “byleby wjechać” dlatego w Myskicu młynkowałem tam sobie zawsze 22x30 co przekładało się na małą predkość. Chyba trzeba zmienić myślenie o tej przełęczy ona owszem jest stroma ale krótka na tyle krótka, zeby czasem spróbować powalczyć
Stawili się też:

Popołudniwa ucieczka przed deszczem

Szczegóły wycieczki:
47.14km 0.00km teren
01:54h 24.81km/h:
Maks. pr.:61.54 km/h
Suma przewyższeń:607 m
Było już po 16 kiedy zebrać na rower, temperatura całkiem przyjemna choć prognozy mówiły o możliwych niepodziewanych burzach nawet i gradowych. Pojechałem przez Kocierz z myślą, żeby zrobić odwet na Tanganickiej za ostatnie niepowodzenie. W miejscu gdzie jest ruch wahadłowy drogowcy przenieśli się na drugą stronę jezdni robiąc sporą wyrwę w nawierzchni, więc nie dość że na czerwonym to jeszcze uważać na kamienie trzeba było. Z planów zmierzenia się z Beskidem Targanickim zrezygnowałem w Międzybrodziu po tym jak nad Przegibkiem zobaczyłem wielką ołowianą chmurę, dodatkowo już wcześniej zerwał się silny wiatr, który w prawdzie pomagał mi przy dojeździe do Łękawicy o tyle przeszkadzał po zmianie kierunku na północny. Szybko popedałowałem do Czańca tym czasem chmury poleciały chyba w stronę Żywca.
P.S. I tak poszedł pierwszy tysiąc na szosówce
Stawili się też:

Zamiast głosować poszedłem pedałować - krótka opowieść o butowaniu pod Beskid Targanicki

Szczegóły wycieczki:
68.98km 0.00km teren
03:31h 19.62km/h:
Maks. pr.:73.36 km/h
Suma przewyższeń:1370 m
No i przyszedł czas żeby pojeździć też coś na szosie bo już prawie dwa miesiące jak rower stoi nieużywany. Po awarii kręgosłupa nie ma już śladu więc można już siadać na rower. Na niedzielę umówiłem się z kolegą z pracy. Próżno bowiem szukać takich pagórków jak na Podbeskidziu w okolicach Krakowa gdzie mieszka czy Chrzanowa skąd pochodzi. Dla mnie, jak na sporą przerwę w kręceniu plan dość ambitny jak się później okazało zbyt ambitny. Kocierz, Żar, Beskid Targanicki - dla mnie klasyka, dla Piotrka zupełna nowość. Już w piątek przywiozłem jego rower z Krakowa do siebie żeby uprościć nieco logistykę przedsięwzięcia. Pod domem okazało się, że zupełnie nie powietrza w przednim kole, nic to zadzwoniłem, powiedziałem jak sprawy się mają i niczym dobry kolega wymieniłem dętkę tą zapasową która miał w torebce pod siodełkiem. Start niedziela 8 rano. Miało być do 20 stopni i bez słońca czyli wg mnie idealnie. Pogoda nico jednak rozminęła się z prognozą bo kiedy już przejechaliśmy na druga stronę Przełęczy Kocierskiej zaczęła się lampa i tak było już przez cały czas. Już na początku pierwszego podjazdu czułem, że to nie będzie mój dobry dzień. Piotrek pojechał przodem ja swoim tempem kulałem się na górę. Wyprzedziłem w prawdzie po drodze paru śmiałków a i czasy miewałem gorsze w tym roku kosztowało mnie to jednak znacznie więcej wysiłku niż powinno. Z Żarem rzecz miała się podobnie wykręciłem chyba najgorszy czas ever. Na górze zamarudziliśmy trochę.
Piotr na Żarze pierwszy raz w życiu
i ja po raz n-ty
A na zjeździe (podjeździe też) takie niespodzianki
Na zjeździe Piotrek zaliczył mały fuck-up.
guuuma!
Jako że swoją dętkę zużył jeszcze przed startem moją w drodze to dalej jechał już bardzo ostrożnie.
piechotą - grunt to gumy nie złapać

most zamknęli ale kilkaset metrów można skrócić
Na koniec jeszcze ostatni podjazd - Beskid Targanicki pozajeżdżałem tam milion razy i tym razem po raz pierwszy przegrałem. Nie dało się po prostu się nie dało ostatnie 150m musiałem rower pchać na górę
Stawili się też:

W Kwietniu po raz pierwszy i ostatni

Szczegóły wycieczki:
50.05km 0.00km teren
02:06h 23.83km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Suma przewyższeń:855 m
Piszę z ponad dwutygodniowym opóźnieniem, jakoś ciężko się do tego zabrać nawet drugi tydzień siedząc w domu na L4. Chyba trochę przeholowałem w pracach przy domu a do tego siedząca praca i problemy z kręgosłupem gotowe. pewnie wyeliminowałem się z jazdy na rowerze na trochę dłużej, ale dobra teraz o tym jak to było 5. kwietnia. Początkowo myślałem o Hrobaczej Łące do wysokości asfaltu rzecz jasna, bo zawsze można stchórzyć i pojechać np na Żar. Ostatecznie stanęło na tym co zawsze. Ograniczony czas (ok 2h) jak zawsze każe wybierać mi tą samą drogę. W pierwszej kolejności na Kocierz. poszło całkiem nieźle udało się pobić czas z zeszłego roku, choć do minimum kwalifikacyjnego jaki sobie wyznaczyłem żeby wystartować w Pucharze Równicy nadal sporo brakuje a i z chorym kręgosłupem na pewno nie już w kwietniu nie potrenuję. W odróżnieniu od poprzedniego wjazdu mimo lepszego czasu zupełnie nie czułem się ujechany nawet nie miałem potrzeby zatrzymać się na szczycie. Na zjeździe dość niespotkany widok młody talent na oko nie więcej niż 13 lat dzielnie kręcił pod górę zostawiając za pewne ojca z 200m za sobą. Też w tym wieku miałem takie zapędy ale jedyna próba wybrania się tam wtedy zakończyła się rozwaleniem sprężyny w tylnej przerzutce na dzień przed wtedy życiową eskapadą. droga do domu przez kolejną przełęcz czyli Beskid Targanicki jakoś ostatnio nie lubiłem jeździć przez Wielką Puszczę zupełnie nie wiem dlaczego może dlatego, że zawsze kojarzy mi się z tym że jest tam zimno mokro i ciemno.
Szosą przez Puszczę
Na koniec jeszcze mały fail to już 9 rok jak jeźdze w SPD-ach i nigdy ale to nigdy nie zaliczyłem gleby z tego powodu. Do teraz otwierając bramkę żeby wjechać do ogródka wypiąłem sobie lewą nogę natomiast zupełnie nie wiem dlaczego rower postanowił polecieć w to drugie lewo no i wylądowałem na boku. Pierwszy raz po glebie zamiast “kur..” chciało mi się śmiać
Stawili się też:

Kocierzanka Marcowa

Szczegóły wycieczki:
47.20km 0.00km teren
01:51h 25.51km/h:
Maks. pr.:61.54 km/h
Suma przewyższeń:674 m
Zdecydowanie najcieplejszy dzień w tym roku jak dotąd. Rok temu było -10 i pół metra śniegu. W tym roku 22 stopnie. Krótkie gacie, krótki rękaw, słonko przygrzewa, tylko zimny wiatr boczny dawał się miejscami we znaki. Na całej trasie rowerzystów tylu, że obsadziłby chyba cały kalendarz pro-tour. Jeden taki chudy moutainbajku doszedł mnie na początku podjazdu na Kocierz, próbowałem powalczyć ale na nic się zdało odjechał mi dość sprawnie. Na szczycie zameldowałem się 20 sekund wolniej niż poprzednio jednak w znacznie lepszej formie. W dolince troszkę hulał wiatr i ciężko było się sensownie rozpędzić. Mimo to udało mi się wykręcić całkiem niezły czas na całej trasie. Jakoś tak wyszło, że znowu nie porobiłem fotek, w zamian kącik muzyczny, utwór który chodzi za mną od kilku tygodni

Stawili się też:

Krótko Niedzielnie

Szczegóły wycieczki:
20.29km 0.00km teren
00:55h 22.13km/h:
Maks. pr.:66.88 km/h
Suma przewyższeń:382 m
Bez planów dość spontanicznie, pogoda taka że niby ciepło słońce świeci ale jak zawieje to uuu zimno, zatem rynsztunek dołem zimowo góra jesienno. Chciałem pojechać najpierw na Kocierz a potem podjąć decyzje gdzie dalej czyli w sumie zawsze jak nie mam konkretnych planów. W drodze na Kocierz już drugi tydzień z rzędu mijam Kubę. Podjazd zacząłem mocno ale sił starczyło mi tylko na pierwszą cześć (do zakrętów) resztę już raczej spokojnie ale to wystarczyło żeby do najlepszego wyniku w zeszłym roku stracić zaledwie 8 sekund. Wyklarowały się tez plany na dalszą cześć a mianowicie byłem tak ujechany zawróciłem do domu.
Stawili się też:

Cycki!

Szczegóły wycieczki:
27.97km 0.00km teren
01:25h 19.74km/h:
Maks. pr.:64.97 km/h
Suma przewyższeń:625 m
Na niedziele plan był krótki: zdobyć Przełęcz Kocierską z obydwu stron. Dzień był słoneczny i w sumie ciepły +8 stopni to może i mniej niż bywa ostatnio ale na taką temperaturę 2. marca nie można narzekać. Liczyłem że owe 8 stopni podskoczy jeszcze trochę wyżej ale ok 13 nie było już sensu czekać dalej. Pierwszy raz na Kocierz wkręciłem się spokojnym tępem przez nikogo niepoganiany, wykręcając raczej kiepski czas. Nie zatrzymując się zjechałem na drugą stronę.tu zaczyna się zabawa po raz drugi
Podjazd od drugiej strony tez zacząłem raczej spokojnie, ale w okolicach serpentyn zobaczyłem za sobą kolejnego rowerzystę po kilku chwilach był jeszcze bliżej, przez chwilę myślałem żeby dać sobie spokój, przywitać się tylko i patrzyć jak odjeżdża tym bardziej, ze na ostatniej serpentynie był nie dalej niż 30 sekund za mną. Przyspieszyłem trochę bo tak sobie pomyślałem, że jak mnie nie wyprzedzi do wyjazdu zalesionej części to w najgorszym wypadku na szczyt dojedziemy razem. Wyjeżdżając z lasu obejrzałem się i co zobaczyłem? moja przewaga dość mocno wzrosła od tego miejsca nie było zmiłuj. W pewnym momencie urwałem już kontakt wzrokowy i na szczycie zameldowałem się ok 2 min wcześniej. Pogadaliśmy chwilę na szczycie, i powrót do domu.
No a gdzie cycki?
o tu na wykresie.
Stawili się też:

Czasówka

Szczegóły wycieczki:
50.06km 0.00km teren
01:54h 26.35km/h:
Maks. pr.:63.07 km/h
Suma przewyższeń:361 m
Kolejny dzień i znów rower, jak za dawnych czasów. Tym razem na prawie płasko. Prawie bo w tych okolicach ciężko znaleźć płaski odcinek. Wyjechałem z zamiarem przejechania 31km przez godzinę od zjazdu w ulicę Batorego. Noga jednak się nie kręciła zbyt dobrze a tyłek odczuwał jeszcze trasę z poprzedniego dnia (gacie bez wkładki to zło, zwłaszcza na szosówce) i moją godzinną jazdę na czas zamknąłem wynikiem 29,83km. sweet fotka w lustrze
Stawili się też:

Klasyk kocierki

Szczegóły wycieczki:
47.30km 0.00km teren
02:01h 23.45km/h:
Maks. pr.:59.43 km/h
Suma przewyższeń:771 m
Luty - teoretycznie miesiąc w roku tymczasem temperatura 11 stopni. Lepszej zimy nie można było sobie wymarzyć. Gdzie tu jechać? no gdzie jakiś podjazd może, może Kocierz, a może dwa razy, a może jednak dookoła, tak dookoła, bo tylko raz trzeba robić zabiegi ubraniowe. Klasyk uczęszczany przeze mnie do znudzenia ale dysponując ograniczonym czasem jest wręcz idealny. Jest podjazd, jest szybko, są kilometry, są widoki, jest pętla (nie lubię powrotów ta samą drogą) nic tylko jeździć przełęcz
Stawili się też:

Kocierz i Beskid Targanicki w środku... zimy

Szczegóły wycieczki:
62.41km 0.00km teren
02:42h 23.11km/h:
Maks. pr.:69.16 km/h
Suma przewyższeń:990 m
Weekend miał raczej być raczej terenowy ale w tygodniu Dominik wyszedł z propozycją pojechania na Kocierz na który wybieramy się wspólnie parę lat ale w ostatnim miesiącu temat żywo powrócił a okazji nie można było przepuścić. Żeby maksymalnie wykorzystać zaproponowałem wariant od strony Żywca, mniej lubiany przeze mnie, ale i tam trzeba też czasem pojeździć. Nie chcąc się spóźnić jak ostatnio wyszedłem trochę wcześniej. Czas ten jednak pochłonęła mi pompka. Ciśnienie w oponie ważna sprawa a tu fuckup po ostatnim pompowaniu Mystica zawór w pompce nie daje się odkręcić i przestawić na presta. W końcu skapitulował a ja na miejsce zbiórki dotarłem 5 minut przed czasem, ale i tak drugi (z innego punktu widzenia ostatni). Po nieco ponad godzinie meldujemy się na szczycie przełęczy. Posiłek przed kolejnym podjazdem
i coś do picia
Dalsza droga to podjazd na Beskid Targanicki przyznam, że dawno mnie ten krótki odcinek tak nie zmęczył na dodatek na mokrej nawierzchni w najtrudniejszym punkcie zaliczyłem poślizg tylnego koła przy dwóch obrotach jeszcze jeden a pewnie bym spadł z roweru i pchał aż do wypłaszczenia. Ostatecznie udało się jednak podjechać. W Porąbce rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę


Stawili się też: