Dolina Wapienicy - leniwie
Środa, 13 maja 2009
| Komentarze 1
Szczegóły wycieczki:
21.95km
11.00km teren
01:10h
18.81km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Suma przewyższeń:400 m
Rower:Mystic Shock
Leniwie: bo chyba to jest przyczyna tego że nic nie było jak powinno: Nogi nie kręciły się jak należy, rower odmawiał posłuszeństwa, raz za zimno, raz za ciepło. Jednym zdaniem „zasranej baletnicy przeszkadza w tańcu rąbek spódnicy”.
Wycieczka doliną wapienicy: Najpierw wzdłuż lotniska sportowego, mimo iż jest tam ścieżka rowerowa to z uwagi na jednak znikomy ruch samochodowy i jednocześnie natłok spacerowiczów, rolkarzy, etc. Jednak lepiej poruszać się szosą. Już na dojeździe odczuwałem iż pomimo wysiłku prędkość nie jest zadowalająca. Pierwszy podjazd w okolicach zapory wjechałem na przełożeniu i kadencji sobie właściwej i jak się okazało przypłaciłem bólem nóg nieco dalej. Od tej pory postanowiłem jechać na ile pozwalają nogi – bez szaleństw i szarpania. Od tej pory jechało się już jakby nieco lepiej, choć w duszy bolało nieco, że trochę się ociągam. Droga na szczyt po deszczach w prawdzie bez błota (może trochę na szczycie) to jednak zasypana drobnymi luźnymi kamieniami uciekającymi spod kół i utrudniającymi jazdę, nie mniej jednak w 100% przejezdna. Powrót do domu tą samą drogą.
W domu miłe zaskoczenie gdyż jakkolwiek całą drogę miałem wrażenie że strasznie się ociągam, to okazało się, że tą samą trasę przejechałem jednak 7 minut szybciej niż poprzednio, ze średnią prędkością większą o 2,2km/h.
Profil trasy:
Wycieczka doliną wapienicy: Najpierw wzdłuż lotniska sportowego, mimo iż jest tam ścieżka rowerowa to z uwagi na jednak znikomy ruch samochodowy i jednocześnie natłok spacerowiczów, rolkarzy, etc. Jednak lepiej poruszać się szosą. Już na dojeździe odczuwałem iż pomimo wysiłku prędkość nie jest zadowalająca. Pierwszy podjazd w okolicach zapory wjechałem na przełożeniu i kadencji sobie właściwej i jak się okazało przypłaciłem bólem nóg nieco dalej. Od tej pory postanowiłem jechać na ile pozwalają nogi – bez szaleństw i szarpania. Od tej pory jechało się już jakby nieco lepiej, choć w duszy bolało nieco, że trochę się ociągam. Droga na szczyt po deszczach w prawdzie bez błota (może trochę na szczycie) to jednak zasypana drobnymi luźnymi kamieniami uciekającymi spod kół i utrudniającymi jazdę, nie mniej jednak w 100% przejezdna. Powrót do domu tą samą drogą.
W domu miłe zaskoczenie gdyż jakkolwiek całą drogę miałem wrażenie że strasznie się ociągam, to okazało się, że tą samą trasę przejechałem jednak 7 minut szybciej niż poprzednio, ze średnią prędkością większą o 2,2km/h.
Profil trasy:
Stawili się też: