Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Szosowo

Dystans całkowity:1921.61 km (w terenie 8.00 km; 0.42%)
Czas w ruchu:90:22
Średnia prędkość:21.26 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:29873 m
Suma kalorii:45739 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:41.77 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Zrobić kreskę na wykresie

Szczegóły wycieczki:
47.24km 0.00km teren
02:00h 23.62km/h:
Maks. pr.:58.30 km/h
Suma przewyższeń:771 m
Tak się zwykle układama sytuacja osobisto-zawodowo-mieszkaniowa, że co drugi rok był dla mnie martwy jeśli chodzi o jazdę na rowerze, ale nie tym razem. I nie jest to żadne noworoczne postanowienie, nie zakładam żadnego dystansu, jaki zamierzam pokonać ale fajnie byłoby w końcu przejechać parę tras od lat planowanych, czy wrócić tam gdzie dawno mnie nie było. Na początek jednak trasa zgrana jak “Stairway to Heaven” ale i tak samo dobra. Urlop nieubłaganie dobiega końca, więc spieszę się go kochać póki jest. Czwartkowe przedpoudnie. Mystic jeszcze nie umyty po sylwestrowym offroudzie smutnie patrzy, ale dziś to nie jego kolej. Nie wiedziałem jeszcze czy uda mi się przejechać to co zakłądałem czy może na szczycie Przełęczy Kocierskiej zechcę jednak zawrócić. Podjazd szedł gładko, fakt jechałem na niego powoli zupełnie się nie spiesząc ale i też nie czując jakiegoś oporu, nie, jechało się lekko ze sporym zapasem sił. na szczycie zameldowałem się tylko z 2 minutową stratą do najlepszego czasu w 2013r (poprzednio spóźniłem się 5 minut). Skoro tak fajnie się jedzie to szkoda zawracać. więc pętla przez Międzybrodzie stałą się faktem.
Trochę śniegu
Jak widać jeszcze gdzieniegdzie trochę śniegu zostało. Dość to nietypowy widok w tym roku
Moje ulubione miejsce widokowe
i lans na koniec
I tym oto sposobem na wykresie rocznym mam pierwszą kreskę
Stawili się też:

Poświąteczne spalanie kalorii na Żarze

Szczegóły wycieczki:
52.16km 0.00km teren
02:21h 22.20km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Suma przewyższeń:708 m

W sobotę Dominik rzucił pomysłem wyjazdu na Żar. Ja byłem jak najbardziej na “tak”. Umówiliśmy się na 9 rano w Międzybrodziu jak dla mnie trochę wcześnie ale udało mi się punktualnie pozbierać (choć niepunktualnie dojechać). W nocy dość mocno wiało, Dominik nawet zastanawiał się czy jest sens jechać, ale rano było już znacznie spokojniej. W ogóle pogoda w tym roku w grudniu przypomina raczej marzec albo i kwiecień wiatr halny który wieje od kilku dni w prawdzie przynosi w prawdzie wysoką temperaturę i ładną pogodę ale i uprzykrza jazdę rowerzystom mnie w niedziele do tego stopnia, że kiedy tylko skręciłem na południe miałem wiatr w twarz i na miejscu zbiórki zameldowałem się z 10 minutowym spóźnieniem. Podjazd szedł ciężko (wszak świeżo po świętach) , ale w miłej atmosferze i nawet się nie obejrzałem a byliśmy na szczycie.

Na szczycie
Dominik na Żarze

Podziwiam Dominika mnie ciężko było podjechać na Żar w niedzielę a on przyjechał przez Przegibek i jeszcze tamtędy wracał ja wybrałem wariant najprostszy z możliwych czyli przez Czaniec. Fanie było znowu razem pokręcić. Do następnego razu.

Stawili się też:

Urlopowo - spacerowo

Szczegóły wycieczki:
21.08km 0.00km teren
01:08h 18.60km/h:
Maks. pr.:45.92 km/h
Suma przewyższeń:422 m

Wpis zaległy, przedświąteczny jeszcze. Urlop przymusowy pełną gębą. W korporacji zarządzono, że cały urlop należy wykorzystać do końca roku, no to mnie zostało jakieś 7 dni do zużycia, dlatego jeszcze przed świętami przyszło mi cieszyć się urlopem. Urlop w pracy nie zwalnia niestety z innych obowiązków więc na rower udało się wyskoczyć tylko na chwilę. skoro chwila to niech przynajmniej będzie jak należny, więc pod górkę. Cel, niejechany od października Kocierz w tempie bardzo spacerowym tak na dojeździe jak i w czasie podjeżdżania z prostej przyczyny na podjeździe generuję tyle ciepła, że mógłbym ogrzewać przez pół roku osiedle domów jednorodzinnych a to z kolei mści się kiedy trzeba zjechać. Na dole temperatura 2 stopnie słońce za chmurami czy może za smogiem za to na szczycie o dwa stopnie więcej piękne słońce i 7-10 cm śniegu. Na szczycie tyyleee śniegu! Droga pięknie odśnieżona wszak biznes na szczycie musi się kręcić odśnieżanie musiało iść pełną parą bo łańcuchy śniegowe poodbijane na asfalcie na całej długości. Ze szczytu “pięknie” widać co unosi się w powietrzu nad Andrychowem bo miasta nie widać tylko różową chmurę pyłu aż nie chce się tam wracać. W drodze powrotnej walczyłem żeby nie zejść na hipotermię czyli zjeżdżać nie szybciej niż 20km/h a jednocześnie podkręcać średnio mi to szło bo albo kręcę albo jadę wolno jakoś dokulałem się do Targanic tam można było zacząć produkować ciepło pełną parą.

Stawili się też:

Turystycznie do Przybradza

Szczegóły wycieczki:
34.56km 0.00km teren
01:24h 24.69km/h:
Maks. pr.:58.30 km/h
Suma przewyższeń:370 m
Zastałem się trochę ostatnio, cóż taki czas dni krótkie noce zimne a stężenie pyłu zawieszonego w powietrzu przekracza wszelkie normy (tak mówią ekoterroryści). Zdecydowanie nie jestem zwolennikiem wprowadzenia zakazu palenia węglem w domowych piecach, ale trzeba przyznać, że zwłaszcza wieczorem oddycha się ciężko. Pewnie, że fajnie jakbyśmy byli Hiszpanią gdzie temperatura na większości obszaru rzadko spada poniżej 10 stopni. Niestety nie jesteśmy a w całym tym kiepskim geograficzno - politycznym miejscu natura na pociechę zostawiła nam trochę skamieniałych paproci pod ziemia.
Temperatura ok 2 stopni, słonecznie stężenie pyłu pewnie ze 100 μg/m3. Jak na grudzień bardzo przyjemnie oby cała zima taka była! Cel to znaleźć to czego nie udało mi się znaleźć poprzednio czyli kaplicę z 1869 roku ufundowana przez J. Pleszowskiego.
Kaplica w Przybradzu
Z zewnątrz wygląda na obiekt zupełnie porzucony i zapomniany, wystarczy jednak wejść do środka (otwarta, żadnych kłódek, nic, wystarczy nacisnąć klamkę) żeby przekonać się, że tak nie jest przychodzą tu zapewne okoliczni mieszkańcy, pojawiła się nawet choinka wszak okres przedświąteczny.
Wnętrze kaplicy
Idą święta
Tablica pamiątkowa. Trochę pościemniam, bo to zdjęcie zrobiłem w 2006r
Wycieczka płaska turystyczno-krajoznawcza, ale żeby nie było że jak po stole się jedzie to i taki historie po drodze były.
13% :)
Stawili się też:

Po przerwie na płasko

Szczegóły wycieczki:
52.77km 0.00km teren
02:08h 24.74km/h:
Maks. pr.:57.73 km/h
Suma przewyższeń:320 m
Po dwóch tygodniach choroby wreszcie udało się trochę pokręcić. Temperatura ok 6 stopni więc odpuściłem sobie jazdę po górach raz że zimno i zgrzanie się i ponowne wychładzanie to po chorobie nie za dobry pomysł a dwa, że jakoś i tak nie czułem się na siłach. pojechałem więc w przeciwnym kierunku niż zwykle na zasadzie dokąd dojadę to dojadę jak stwierdzę że czas wracać to zawrócę. Takim oto sposobem dojechałem do Zatora jako powrót wymyśliłem sobie drogę przez Wadowice ale jazda DK28 mimo małego ruchu trochę mi się znudziła. Przypomniałem sobie o znajdującym się w okolicy starym opuszczonym kościele, gdzie można porobić fajne foty. problem w tym, że trzeba go znaleźć a nie łatwo to zrobić nawet na mapie. No i tym razem nie znalazłem znalazłem za to jeszcze starszy ale mający status zabytku i pozamykany na 4 spusty leżący na szlaku architektury drewnianej. Szlak Architektury Drewnianej
Droga w okolicznych wioskach dała mi ostro w tyłek (dosłownie) Myślę,że to raczej cyclocross był a nie jazda szosowa.
Na koniec jeszcze jedna fota Meridzia
Stawili się też:

Bo dawno na Przegibku nie byłem

Szczegóły wycieczki:
75.98km 0.00km teren
03:18h 23.02km/h:
Maks. pr.:69.35 km/h
Suma przewyższeń:1390 m
Na początek dość nietypowo, tym razem ja zacznę od kącika muzycznego, bo są na świecie tacy ignoranci, którzy jeszcze nie wysłuchali nagranej 7 lat temu płyty. Oto ze specjalna dedykacją Tool - 10.000 days.

Od mojego uwielbienia do twórczości tego zespołu wzięła się też moja nazwa w serwisie Bikestats.pl.

Niedzielna wycieczka to pomysł aby przypomnieć sobie podjazd na Przegibek od tej bardziej oddalonej strony czyli od strony Bielska. Mimo iż niedziela zaczęła się solidną mgłą to w ciągu dnia wszystko opadło i na wycieczkę wyjechałem w pełnym słońcu.Niedziela rano Założyłem koszulkę z długim rękawem, która przy podjeździe na Kocierz nieco przeklinałem bo większość podjazdu jedzie się w słońcu i było mi potwornie gorąco no ale do kieszonki tej koszulki jestem wstanie zwinąć cieplejszą kurtkę, taka sytuacja! Ale cóż, nie ma co narzekać na ładną pogodę w połowie października, trzeba być po prostu przygotowanym na upał jak i na chłody w ciągu jednego dnia. Na Kocierzu było na tyle ciepło że nawet zjazd spokojnie bez kurtki.pięknie jesiennie Dojazd do Bielska przez Zarzecze (tu trochę zabłądziłem, no może nie zabłądziłem ale nie miałem pewności czy aby dobrze jadę), Łodygowice (jednak dobrze jechałem), Wilkowice. Po mojej prawicy majaczyła Magurka Wilkowicka - zacny podjazd niegdyś często podjeżdżany, kiedy to mieszkało się w Bielsku. Na zabawy z Magurką nie było ani czasu ani odwagi więc szybko do Bielska. Za zjazdem na S69 droga robi się przyjemnie pusta. Podjazd na Przegibek w odróżnieniu od Kocierza jest zacieniony i tu doceniłem jednak fakt koszulki z długim rękawem. Na szczycie było mi już tak zimno, że zatrzymałem się tylko na zakup izotonika w okienku i założenie kurtki. Dawno nie zjeżdżałem tamtędy i zapomniałem trochę o pułapce w postaci brukowanego mostku i wpadłem na niego mając prawie 70 na budziku w prawej stopie czuję to do dziś. dalej to już tylko szybko przez Czaniec.
Stawili się też:

Nie umiem planować wycieczek!

Szczegóły wycieczki:
49.13km 0.00km teren
01:55h 25.63km/h:
Maks. pr.:61.73 km/h
Suma przewyższeń:575 m
W sobotę po całym dniu rysowania świń z synem, wieczorem przypomniało mi się, że ostatnio w rowerze zaczął wydawać z siebie dzięki łańcuch. Swoją drogą czym oni to smarują że 300 nie przejedzie. Na szczęści jeszcze trochę Finish Line’a się znalazło ale trzeba już wpisać na listę zakupów bo będzie krucho. Przy okazji trzeba było wyregulować tylną przerzutkę bo zmiana przełożeń w środkowym zakresie działało jak chciało. Teraz perfekcyjnie jeszcze nie jest ale i tak o niebo lepiej.
Tak rysuje się świnie
Nadeszła niedziela i jak się okazało zawsze jak coś zaplanuję to i tak jadę oklepaną trasą. No ale jak tu robić płaskie trasy? no jak? To ja może znowu opowiem jaki był plan. Zaczyna to być standardem że jadę w zupełnie inną stronę niż zamierzałem wcześniej. Wycieczka bo tak to należy nazwać miała być turystyczno krajoznawcza na Zamek Lipowiec + coś tam jeszcze żeby jak nie ma podjazdu żeby chociaż kilometry były. W ostatniej jednak chwili tak sobie pomyślałem że skoro to już pewnie ostatnie chwile kiedy można bezkarnie spocić się na podjeździe i zjechać nie ryzykując przeziębieniem to chyba trzeba to wykorzystać. Na płaskie wycieczki przyjdzie czas jak będzie chłodniej (chyba). Na początek Kocierz. Podjazd w najszybszy w tym sezonie choć dalej pozostawiającym wiele do życzenia. Na szczycie plany dalej miałem nie sprecyzowane albo zjadę na dół i podjadę z drugiej strony albo objadę przez Porąbkę. Szybko się zweryfikowało bo:
A. Trochę się zapomniałem i poleciałem za daleko (ostatnio często mi się to zdarza. Niedawno jadąc co pracy chcąc omijając remontowany odcinek Andrychów - Wadowice przez Wieprz Frydrychowice ot tak zapomniałem sobie skręcić na Tomice ech..)
B. gdzieś tam na horyzoncie dostrzegłem rower, wiec jak drapieżnik postanowiłem upolować zajączka. zabawa nie trwała długo szybko został połknięty, nawet się nie najadłem.
tak czy inaczej plany weryfikowały się same. Na zaporze standardowy przystanek wszak choć jedną fotę trzeba przywieźć.
Górka się rozlazła
i w druga stronę
Troszkę jednak zamarudziłem i zrobiło mi się zimno jak już ruszyłem, dlatego zrezygnowałem z jazdy przez puszczę bo tam zawsze klika stopni mniej.
Jeden wniosek z wycieczki: Dolny chwyt jest super nie dość że jest cieplej to jedzie się ok 4km/h szybciej niż przy górnym. Amen!, to powiedziałem ja!
Stawili się też:

Beskid Targanicki, Żar, Kocierz i spotkanie na szczycie.

Szczegóły wycieczki:
66.91km 0.00km teren
03:12h 20.91km/h:
Maks. pr.:69.93 km/h
Suma przewyższeń:1430 m
Pierwotny plan na niedzielę zakładał objechanie dookoła Beskidu Małego - wycieczka ~115km pagórkowata. Natomiast u schyłku września na taką wycieczkę trzeba wybrać się znacznie wcześniej niż o godzinie 14. Dlatego też to się nie udało i pewnie w tym roku już trzeba będzie odpuścić. W zamian zaplanowałem wycieczkę krótszą acz intensywną. Na pierwszy rzut Beskid Tanganicki. Sam dojazd w niezłym tempie, podjazd po ostatniej wycieczce chyba trochę zbagatelizowałem i myślałem że kozacko podjadę a tu dupa, wcale tak łatwo nie poszło. szczycie czas na kurtafona bo temperatura na szczycie w słońcu 11 w ciemnej puszczy zapewne znacznie mniej. W puszczy jeszcze uzupełnienie bidonów bo do przejechania jeszcze ponad 50km. W Międzybrodziu mijam jadącego w przeciwnym kierunku Tomaszku nowego acz mało aktywnego BikeStatowicza to już drugi tydzień jak mijamy się na trasie - pozdrawiam. Przed samym podjazdem robię przystanek trzeba rozebrać kurtkę bo na podjeździe będzie na pewno gorąco. Sam podjazd poszedł gładko wjechałem o minutę szybciej niż ostatnio a zdecydowanie nie dawałem z siebie wszystkiego tu jest jeszcze potencjał żeby urwać trochę czasu. Na górze zimno jak diabli w dodatku wieje co dla spoconego i rozgrzanego nie wróży najlepiej więc szybko dwie foty i spadam na dół. Żar Na początku powoli na szczęście żar żeby zacząć zjeżdżać trzeba jeszcze trochę podjechać i bardzo dobrze bo na tym krótkim odcinku organizm otrząsną się z szoku termicznego i można było zjeżdżać na luzie już. Na żarze nie było mi dane porobić fotki więc zaległości nadrabiam w Tresnej na zaporze. stamtad przyjechałem Zapora w Tresnej - Jezioro Żywieckie Następny w planie jest podjazd na Kocierz jednak mnie siły opuszczają już w Oczkowie. do Jasienicy podjeżdżam chyba wolniej niż na Żar dodatkowo w dolince wieje dość mocno co kończy się odcięciem i w Kocierzu Moszczanickim zaliczam przymusowy postój zjadam ostatnie batony i po ok 10 minutach ruszam dalej. Sam podjazd już zdecydowanie odpuszczam wjeżdżam w tempie dziadkowym. na Wysokości wylotu ulicy Widokowej spotykam Kubę z ekipą w składzie Kuba (k4r3l), Adam (limit), Monika (kosma100) i Tomek (t0mas82), którzy wracali z objazdu po Beskidzie Małym. Do szczytu jedziemy wspólnie. Na szczycie ekipa ekipy się rozdziela Kuba z Tomkiem jadą na Beskid Targanicki lasem ja z racji roweru z pozostałą częścią w dół jadę asfaltem. Na dole żegnamy się ja wracam już do domu Adam i Monika muszą jeszcze pokonać tą piekielną przełęcz
Stawili się też:

Nie po mojej myśli, ale dwa podjazdy zaliczone

Szczegóły wycieczki:
24.12km 0.00km teren
01:07h 21.60km/h:
Maks. pr.:68.40 km/h
Suma przewyższeń:520 m
W planach było przejechanie tej samej pętli co w poprzednią niedzielę. Temperatura 13 stopni więc jesienny rynsztunek, niebo zachurzone. Prognozy wspominały o możliwości wystąpienia lokalnych opadów i nie pomyliły się. bardzo ale to bardzo lokalne opady, no ok lekka mżawka raczej spotkała mnie w ok połowie podjazdu i towarzyszyła aż do szczytu. Bynajmniej nie pogoniła bo czas podjazdu co do sekundy ten sam co ostatnio. Czarne chmury nie wyglądały dobrze, więc plany musiałem skorygować. Jazda w przemoczonych ciuchach w tej temperaturze to nic fajnego więc na szczycie bez zatrzymywania się nawróciłem z taką myślą że pewnie do domu od razu. Jak już wspomniałem “opad” był bardzo lokalny bo kiedy już byłem na dole przywitało mnie słońce. Troszkę niezadowolony z obrotu sytuacji, ze mogłem jednak pojechać na drugą stronę zdecydowałem się zaatakować jeszcze Beskid Targanicki. Ostatnie 500m zawsze uważałem za jedne z najtrudniejszych 500m jakie znam, tym czasem poszło całkiem nieźle pierwszy zakręt w lewo pękł nawet bez zadyszki potem tez bez większych problemów. Beskid Targanicki Wyjazd krótki, ale intensywny po którym jednak został mały niedosyt bo ostatecznie w ciągu całego dnia nie padało

P.S. I tak oto w miesiąc na szosówce przejechałem tyle kilometrów co na Mysticu w ciągu całego sezonu
Stawili się też:

Kocierz z pentelką i wisienką

Szczegóły wycieczki:
50.08km 0.00km teren
02:00h 25.04km/h:
Maks. pr.:65.92 km/h
Suma przewyższeń:855 m
W Niedzielę rano obudziłem się z potwornym bólem głowy, bynajmniej nie z powodu kaca a raczej niezdecydowanej pogody 4 kawy nie zdołały podnieść mi ciśnienia na tyle żeby dolegliwości ustały. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej ciśnienie podnosi aktywność fizyczna. Nie pozostało nic innego jak po prostu zażyć to lekarstwo. Na początek postanowiłem pojechać na Kocierz z myślą, że potem się zobaczy. Na pojeździe mimo że wydawało mi się że jest słabiutko to na szczycie zameldowałem się z czasem o kilka sekund lepszym niż ostatnio. Lekarstwo zadziałało, ale nad Żywcem zaczęły zbierać się deszczowe chmury, więc odczekałem jeszcze z 15 minut na rozwój wydarzeń. Żadnej zmiany nie stwierdziłem ani przejaśnień ani bliżej opadów jakby czas się zatrzymał. pojechałem dalej na drugą stronę. Droga mokra jakby właśnie popadało ale na niebie ciągle bez zmian. Tak sobie kręcąc na możnaby rzec standardowej ostatnio trasie naszła mnie taka myśl, że chyba wstrzeliłem się w jakąś modę rowerową w okolicy bo na dziesiątki mijanych rowerzystów z 80% jeździ na szosówkach a w niedzielę było na prawdę zatrzęsienie. Podziwiamy okoliczności przyrody Kiedy tak zatrzymałem się na zaporze w Porąbce pomyślałem, że może to już czas zrobić sobie ten wstyd i spróbować podjechać na Beskid Targanicki. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Przejechałem puszczę ale przed finałowym podjazdem zatrzymałem się jeszcze na pętli na batona. Podjazd pokonałem “na stojaka” było ciężko ale udało się. Na gorze chciałem jeszcze cyknąć jakąś fote ale zanim wygrzebałem telefon dojechał na górę jeszcze jeden szosowiec. Pogadaliśmy chwile okazało się, ze właśnie kończy tą samą pętle co ja no i tak zapomniałem o zrobieniu pamiątkowej foty.
Stawili się też: