Blog rowerowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Szosowo

Dystans całkowity:1921.61 km (w terenie 8.00 km; 0.42%)
Czas w ruchu:90:22
Średnia prędkość:21.26 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:29873 m
Suma kalorii:45739 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:41.77 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Kocierz z pentelką

Szczegóły wycieczki:
49.31km 0.00km teren
01:59h 24.86km/h:
Maks. pr.:62.80 km/h
Suma przewyższeń:575 m
Kolejny sprawdzian dla szosówki a właściwie dla posiadacza. Przyszedł czas zmierzyć się z Przełęczą Kocierską od strony Andrychowa, czyli podjazd który znam, na który przez ostatnie 12 lat wjechałem już pewnie kilkaset razy, ale nigdy na takim rowerze i nigdy na 34 zębach z przodu. Zawsze wygodniej było mi z przodu wrzucić młynek i operować z tyłu. Kolejna rzecz do której trzeba będzie się przyzwyczaić. Samo podjechanie na takiej tarczy nie powinno stanowić problemu bardziej chodzi o swiadomość że tarczy z 24-ema zębami nie ma i w sytuacji kryzysowej nie będzie można z niej skorzystać. Nic to udało się podjechać ostatnio od strony Żywaca uda się i teraz. Tym bardziej, że przedtem miałem w nogach już podjazd na Żar i prawie 50km przejechane a teraz podjazd rozpoczynałem po kilkukilometrowej rozgrzewce na dojeździe. Musiało być lepiej... i było czas oczywiście dupy nie urywa bo od znaku do szczytu to 22:11 ale wg Endomondo to i tak średnio o 2min/km szybciej niż kiedy ostatnio podjeżdżałem na Kocierz ociągając się za Kubą. Jako że dysponowałem nieco większa ilością czasu wszak niedziela nie wracałem od razu do domu tylko zrobiłem pętle przez Tresną, Międzybrodzie, Porąbkę. Tu zatrzymałem się na chwilę na zaporze.Na zaporze przez chwilę rozważałem powrót przez Wielką Puszczę i Beskid Targanicki ale jakoś ciągle nie mam odwagi nawet na podjazd od strony Puszczy, dlatego więc zamknąłem pętle drogą przez Czaniec. Żeby dokręcić do 50 pojechałem jeszcze przez Brzezinkę ale i tak zabrakło 700m
Stawili się też:

Spotkanie po latach

Szczegóły wycieczki:
63.89km 0.00km teren
02:58h 21.54km/h:
Maks. pr.:74.31 km/h
Suma przewyższeń:1089 m
Przyszedł czas wypróbować szosę na jakimś podjeździe. Ponieważ nie bardzo wiedziałem czego się spodziewać najlepszym wydawał mi się Żar. Długi ale nie zbyt stromy. Dodatkowo Dominik rzucił kilka dni temu propozycję wyjazdu na Żar właśnie. Wreszcie udało się spotkać po latach na jakiś wspólny uphill. Dominik rzecz jasna wybierał się przez Przegibek, ja przez Czaniec. Żeby podjechać na Beskid Targanicki szosówką zdecydowanie nie jestem gotów, dlatego wybrałem wariant ekspresowy. Spotkaliśmy się w Międzybrodziu i ruszyliśmy na Żar. Nie było łatwo, choć biorąc pod uwagę jak podjeżdżałem na kolejne wzniesienie (ale to tych za chwilę) to mogę powiedzieć że wcale się nie zmęczyłem. Na górze czas na Cole. Najgrubszy kolarz świata (ja) wciągnął dwie. Bidony tez już miałem prawie puste - nic dziwnego, że się męczyłem skoro tyle dodatkowych płynów musiałem wozić. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, wszak nie widzieliśmy się jak dobrze liczę 4 lata. Zjazd w dół bez szaleństw choć 74km/h pękło. Za mostem rozjeżdżamy się, bo postanowiłem wracać przez Kocierz nie będąc do końca przekonanym czy to dobry pomysł. Przed samym podjazdem zatrzymuję się jeszcze na chwilę, żeby zjeść batona o którym wcześniej zapomniałem. Mimo dobrego startu na początku podjazdu szybko zaczynam odczuwać braki treningowe. Szło mi znacznie gorzej niż na Żar. Koniec końców dojeżdżam na szczyt. Dopijam ostatni łyk napoju, którym podzielił się ze mną Dominik przy rozjeździe. Zjazd z Kocierza tez nie należał do przyjemnych prawie 60 km na nowym rowerze w nowej pozycji było przyczyną bólu karku a tu nie ma zmiłuj trzeba w pochylonej pozycji patrzyć przed siebie - to boli. Mimo tych dolegliwości i niemocy myślę, że było bardzo fajnie. Dzięki Dominik za wspólny uphill może następny raz wypadnie nieco wcześniej niż za kolejne 4 lata.
Stawili się też:

Cycling like a PRO - czyli pierwszy raz na szosówce

Szczegóły wycieczki:
18.11km 0.00km teren
00:45h 24.15km/h:
Maks. pr.:52.97 km/h
Suma przewyższeń:200 m
Po dekadzie odmawiania sobie tej przyjemności i ciągle ważniejszych wydatków, wreszcie jestem szczęśliwym posiadaczem “kolarki”. Rower był prezentem od żony. Oczywiście model wybrałem sam. Czas na zakup jest bardzo dobry bo zaczęły się już wyprzedaże a i pogoda pozwoli zapewne jeszcze pojeździć. Rower udało się zakupić o 25% taniej niż wynosi jego cena katalogowa. Nowy rower wymaga oczywiście zakupu kilku elementów z których najważniejszymi są pedały. Żeby nie zmieniać butów wybrałem model PD-A520 firmy Shimano. Nie chciałem przesadzać z modelem bo być może jak już oswoję się z nowym rowerem za rok czy dwa rozważam zakup butów i pedałów dedykowanych do szosy. Minęło jeszcze kilka dni zanim udało mi się przejechać po raz pierwszy, no ale w końcu nadszedł upragniony moment. Najpierw myślałem żeby rzucić się od razu na głęboką wodę i pojechać na Kocierz, ale jeszcze zanim wyszedłem z domu stwierdziłem że to chyba nie dobry pomysł najpierw postanowiłem spróbować czy ja w ogóle potrafię na tym jeździć. Wymyśliłem zatem trasę nieco pagórkowatą z kilkoma krótkimi a jednym całkiem stromym ale też krótkim podjazdem. Pierwsze wrażenie pozycja całkiem wygodna dłonie ułożone w innym kierunku niż w MTB do tego pewnie mózg musi się jeszcze przyzwyczaić. 8 barów w oponie i sztywny widelec robią swoje po chwili zaczynam czuć wyraźnie nadgarstki. 50 zębów z przodu a bez problemu można podjechać na małe wzniesienia. Na najbardziej stromym pagórku (z 12%) trochę się zgubiłem w manewrowaniu manetką ale w końcu podjechałem. przy końcu podjazdu poczułem się wręcz zmęczony z małą zadyszką w moim przypadku na rowerze to się nie zdarza. Cóż inny rytm inne przełożenia trzeba się będzie przyzwyczaić. Zjazdy bardzo asekuracyjnie - przekładanie rąk z górnego chwytu na dolny też nie idzie mi jeszcze zbyt sprawnie. Te 18 km, po których na Mystic’u pewnie uznałbym za dobrą rozgrzewkę tu muszę przyznać że trochę mnie zmęczyło. Trzeba będzie pewnie przyzwyczaić się do nowej maszyny.
fota nowego roweru:Merida Road Race Lite 903
Stawili się też:

Z Kocierzą na Kubę...yyy?

Szczegóły wycieczki:
30.50km 0.00km teren
01:40h 18.30km/h:
Maks. pr.:75.50 km/h
Suma przewyższeń:670 m
Rower:Mystic Shock
Plany zaczęły się we wtorek. Kuba napisał mi, że wybierają się końcem tygodnia z Dominikiem i kimś jeszcze na Magurkę. Dawno nie byłem na Magurce, Dawno nie widziałem się z Dominikiem (z Kubą wcale :P) Termin był dla mnie dość nie pewny bo planujemy wyjazd nad morze, ale wynegocjowałem aby jechać w piątek co sprawiło,że czwartek to dzień na rower. Niestety jak to bywa im więcej osób tym ciężej wszystko zgrać. Czwartek nie odpowiadał Dominikowi. Mnie na Magurce aż tak bardzo nie zależało tym bardziej że to w dwie struny z 80km by wyszło a jak dla mnie to już dystans nie lada, więc zaproponowałem Kubie coś bardziej lokalnego. Od słowa do słowa z powodu dość wysokiej temperatury w ciągu dnia wycieczkę ze wstępnym planem wjechać na Kocierz od frontu i od dupy strony, ustaliliśmy na godzinę 20. W pośpiechu kończyłem obowiązki żeby się spóźnić, nawet się udało. W mówionym miejscu przywitał mnie człowiek wyższy ode mnie co się rzadko zdarza. Droga mijała nam na pogawędkach a to o Mystic'u (Kuba też taki miał, ja jeżdżę nim do dziś) a to o odkrywaniu tych lokalnych górek, a to o przygodach jakie czyhają na tych drogach tym oto sposobem wkręciliśmy się na szczyt przełęczy. Ja tempem emeryta, Kuba przynajmniej miał czas pooglądać zakamarki, których pewnie normalnie nie ma czasu oglądać. Na szczycie szybka decyzja, zjeżdżamy na druga stronę. Na dole Bla bla bla coś o szosówkach no i czas wracać. Podjazd od dupy strony jest chyba łatwiejszy bo mimo że dalej się trochę ociągam a Kuba żeby mi nie odjechać jedzie zakosami takimi że aż łapie pobocza, to jednak idzie mi znacznie lepiej. Basen na Kocierzu niestety o tej porze zamknięty już a szkoda chętnie bym tam wskoczył. Kuba strasznie zgłodniał chyba dlatego na zjeździe pognał tak że nie mogłem go dogonić chciał po prostu koniecznie zjeść już kolację. Mnie licznik pokazał prędkość 75,5 km/h nie chce wiedzieć jak szybko zjeżdżał ten wielki szalony człowiek. Targanice to już tylko sprint do domu.
Dzięki Kuba za wspólną wycieczkę było super, do następnego razu.
Z tego wszystkiego fot nie ma.
Stawili się też:

Wielkość ma znaczenie - czyli na maxxisach przez Wielką Puszczę

Szczegóły wycieczki:
31.27km 0.00km teren
01:18h 24.05km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Suma przewyższeń:350 m
Rower:Mystic Shock
Tym razem plan był bardziej ambitny niż poprzednio a za razem taki aby podbudować morale będąc zupełnie bez formy. Trasa planowana (i wykonana) przez Roczyny, Czaniec, Porąbkę i Wielką Puszcze. Oczywiście na finał podjazd (i tu dokonałem epokowego odkrycia) Beskid Targanicki. Trasa nie przypadkowa, bo dobrze wiem, że właśnie tu można na przyzwoitym dystansie osiągnąć niezły czas przejazdu, a to bardzo budujące i motywujące a mnie właśnie tego trzeba. Na początek serwis czyli zmiana opon. Nie ma czasu więc nie będzie głaskania Detonatora łyżką tylko czysta brutalna siła. Tym sposobem zmiana opon odbyła się w rekordowym zapewne, acz nie mierzonym czasie. Bałagan po tym przedsięwzięciu jest do dziś. Na rozkętkę kurs na Brzezinkę potem speed przez Czaniec na moim pasie leży już świeżutki śmierdzący asfalt. Lekko jadąc docieram do Porąbki tu szybki i siłowy serwis bo siodełko się zdaje przesuwać. Niestety chyba sztyca jest już do wymiany niewytrzymała naporu słonia i mimo dokręcania siodełko ciągle ucieka do tyłu no cóż, jakoś na razie muszę z tym żyć. Oczywiście pamiątkowa fota:serwis pod kościołem Jazda o tej porze (ok godz. 22) przez ciemną puszczę może przyprawić o gęsią skórę nie bynajmniej z powodu temperatury 14 stopni ale dlatego, że wtedy nawet liść łopianu wygląda złowrogo, znaki drogowe łypią ślepiami co jakiś czas na drogę wskakuje przystanek autobusowy o prawdziwych zagrożeniach nie wspominając jak jeleń (czy coś podobnego) czy świecąca czerwonym światełkiem kapliczka. Roju świetlików niestety nie stwierdziłem tylko pojedyncze sztuki. Na szczycie przełęczy, jak już wspominałem epokowe odkrycie. Beskid Targanickito jest "Beskid Targanicki" Owszem słyszałem taką nazwę w obiegu ale nigdy nie wiedziałem jak ta przełęcz się nazywa nigdy wcześniej nie widziałem tej tabliczki. Ze szczytu już tylko szybki przejazd przez Targanice i do domu.
Stawili się też:

Targanicka Ciemną Nocą

Szczegóły wycieczki:
15.16km 0.00km teren
00:50h 18.19km/h:
Maks. pr.:46.58 km/h
Suma przewyższeń:280 m
Rower:Mystic Shock
Ostatnio Kuba bardzo zachwalał nocne kręcenie, co mnie bardzo zainspirowało do takiego właśnie wykorzystania chyba jedynego wolnego czasy w ciągu doby. Zakupiwszy lampki, wyczekawszy odpowiednią pogodę przyszedł czas na nocną wycieczkę pierwszą od miliona lat chyba. Na zmianę opon szkoda było czasu więc na szosę wytoczyłem się walcem na oponach 2.1. Uznałem, że przy mojej kondycji i spooorej przerwie w rowerowaniu nie będzie to miało absolutnie żadnego znaczenia. Jako pierwszą po prawie (trochę wstyd) dwóch latach treningową trasę albo prawie płaska pętla Chocznia - Frydrychowice - Wieprz albo Bliższa sercu - Przełęcz Targanicka. Wszak motto "Nie było podjazdu nie było wycieczki" ciągle żywe. Nie mogło być inaczej wygrała Targanicka. Zacząłem ambitnie ale pierwsze 800 metrów uświadomiły mi że zdecydowanie odpowiedniejsze dla mnie jest dziadkowe tempo. Mniejsza z tym jak mi szło. Tą sprawę lepiej przemilczeć. O czym warto wspomnieć to, to, że nocne wycieczki to na prawdę coś innego. Droga ta sama, ale w jakimś odmiennym stanie owady lecące do lampki, stada świetlików i zdecydowanie największe zaskoczenie wyprzedzający cień przy oddalaniu się od latarni, cały czas miałem wrażenie, że ktoś właśnie wyjeżdża mi zza pleców, ubawiłem się tym bardzo. światła na Kocierzu (nawet je widać :P)Nikt nie powie, że nie byłem
Stawili się też:

Wielka Puszcza - Czaniec

Szczegóły wycieczki:
28.05km 0.00km teren
01:10h 24.04km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
Wpis bardzo zaległy wycieczka sprzed niemal dwóch lat. Nie pamiętam jak to było dokładnie ale miał to być odwrócony wariant Defektowego przejazdu przez Wielką Puszczę W detalu podaję więc tylko suche dane, które właśnie znalazłem na dysku google. Lepiej za to, (niestety) pamiętam drugą wycieczkę z tego dnia.
Stawili się też:

Kraksa brata na Kocierzu

Szczegóły wycieczki:
25.80km 0.00km teren
01:25h 18.21km/h:
Maks. pr.:74.00 km/h
Suma przewyższeń: m
Rower:Mystic Shock
To miał być fajny dzień na wycieczki rano pętla 28km z fajnym podjazdem. Popołudniu kolejna przełęcz, tym razem z bratem (w 2011 lat 15) na jego wtedy jeszcze nowej Meridzie. Pod górę wszystko szło świetnie. Chłopak jak na jego pierwszy raz radził sobie nieźle i bez zatrzymania udało mu się wkręcić na szczyt. W dół jechaliśmy w takiej konfiguracji, że ja jechałem z przodu wydawało mi się, ze w ten sposób jadąc bezpiecznym tempem pohamuję jakąś chęć świrowania w młodym człowieku. To jednak okazało się być dużym błędem z mojej strony bo tym samym straciłem go z oczu no właśnie nie wiedząc kiedy. Zerknąłem za siebie gdzieś tak w połowie prostej, przed serpentynami i go nie zobaczyłem. Zwolniłem myślałem, że może na chwilę zatrzymał się po coś i za chwilę się pojawi. Powoli przejechałem serpentyny i zatrzymałem się tuż za nimi w miejscu gdzie widać spory kawałek drogi w górę. Dzwonię. Nie odbiera, nie ma więc co czekach tylko w tył zwrot i spowrotem na górę. Nie przejechałem zbyt wiele kiedy usłyszałem z dołu sygnał karetki a to nie wróżyło dobrze. Chyba nigdy tak szybko na tą górę nie wjeżdżałem. Zatrzymałem jadącego z góry motocyklistę i pytam czy tam na górze coś się stało. Powiedział, że przewrócił się chłopak na rowerze. Jam powiedziałem, że to mój brat najprawdopodobniej, doprecyzował że raczej nic się nie stało, chodzi raczej nic nie złamał jest tylko poobijany, że ktoś się tam zatrzymał i mu pomagał. Powiało optymizmem w tej dość kiepskiej sytuacji. samochód na sygnale okazał się być karetką jadącą na górę minęła mnie w chwili kiedy podziękowałem motocykliście za informacje. Mimo informacji, które właśnie dostałem karetka nie brzmiała optymistycznie. W okolicach ostatnich domów zatrzymuje się obok mnie samochód jadący z góry. Kierowca pyta czy jestem bratem, odpowiadam że no zapewne tak. Okazało się że to właśnie on pomagał mojemu bratu, że nic mu nie jest ale karetka zabierze go do Wadowic aby go zbadać w szpitalu, żebym już zawrócił bo oni i tak już będą zjeżdżać i ze ma jego rower i dokąd go dostarczyć. Podałem mu mój adres, żeby nie niepokoić matki a do niej ja sam zadzwonię. Do domu wróciłem w równie błyskawicznym tempie. Uprzejmego Pana spotkałem po raz drugi kiedy byłem już prawie w domu. Szybko się przebrałem i pojechałem po mamę aby pojechać do szpitala. Na SOR-ze brata właśnie opatrywali i prześwietlali. Dowiedzieliśmy się, że raczej nie będą go zostawiać na obserwacji tylko opatrzą i będzie można zabrać go do domu bo jedyne obrażenia to powierzchowne obtarcia i stłuczenia. Od brata dowiedziałem się, że przewrócił się na żwirze przy wjeździe do lasu.Tak wyglądał po powrocie
Stawili się też:

Przez Kocierz i Wielką Puszę

Szczegóły wycieczki:
53.66km 0.00km teren
02:30h 21.46km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Suma przewyższeń:820 m
Rower:Mystic Shock
Po kilku wycieczkach, które raczej nie obfitowały w kilometry, tym razem przyszła pora na nieco dłuższy wypad. Bez szaleństw też bo ok. 53 km, ale po drodze dwa podjazdy. Pierwszy nie może być inaczej do znudzenia już Przełęcz Kocierska – upał przeokropny a ja na dodatek bardzo mądrze w ten upal wybrałem się na rower w samo południe nic więc dziwnego że już ten podjazd zmęczył mnie dość mocno, a była to przecież zaledwie 1/4 drogi. Na szczęście ze szczytu czekało mnie kilkanaście kilometrów zjazdu lub względnie płaskiej drogi. Nie obyło się jednak bez niespodzianek. Od maja 2010 odcinek ze szczytu do skrzyżowania z droga prowadząca do Kocierza Rychwałdzkiego jest oficjalnie zamknięty dla ruchu z powodu osunięcia się ziemi. Zakaz zakazem a ruch ciągle się tam odbywał wszak ta droga to przecież spory skrót do Żywca. Ponad rok upłynął i nieco poniżej wylotu „trzeciego” podjazdu kocierskiego znaki zakazu zaczynają się mnożyć. Nie bez powodu, jak się okazało. Do odwołania lub raczej do ukończenia prac samochód już tamtędy nie przejedzie a rower trzeba będzie po trawie przeprowadzić, uważając aby pan w koparce łyżka głowy nie przetrącił. Jako alternatywa zostaje jeszcze podjazd zjazd „trzecią stroną”.
Kocierskie wykopki
Dalej tez bardzo ostrożnie pamiętając swój prawie 20km spacer, który miał być dokładnie ta trasą, przez Łekawicę Tresną, Międzybrodzie, Porąbkę. Tu odbijam w prawo w kierunku wielkiej puszczy. Po nowym asfalcie jedzie się wprost bajecznie czego nie można powiedzieć o drodze od Łękawicy do Porąbki. Nieskoprofilowe nabite do 6 atm detonatory nie wybaczają tego. Dodatkowo droga przez puszczę w sporej mierze prowadzi przez miejsca zacienione co w tym upale należało sobie celebrować, no i nie zapomnieć że na końcu tego w prawdzie ciągnącego się przez 8km w prawdzie lekkiego bo ok. 4% podjazdu czeka jeszcze ponad 20% sciana. Ze szczytu najszybszą drogą do domu na obiad potem zmiana opon i kolejna wycieczka w tym dniu ale o tym później…

mapka:
Stawili się też:

Przełęcz Kocierska na dwa albo i trzy sposoby

Szczegóły wycieczki:
31.20km 0.00km teren
01:43h 18.17km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Suma przewyższeń:620 m
Rower:Mystic Shock
Tym razem nie mogło się nie udać rower jest w 80% nowy, więc chyba już nic nie mogło się zepsuć. Trasa taka jak miała być poprzednio a skończyła się przedwcześnie w wyniku zerwania zapadki w wolnobiegu. Plan był taki, żeby wjechać na Przełącz Kocierską , zjechać do Kocierza Rychwałdzkiego „trzecią” drogą prowadzącą ze/na szczyt/u, której istnienia byłem świadom wiedziałem gdzie należy skręcić aby tam zjechać , natomiast absolutnie nie miałem pojęcia gdzie w Kocierzu Rychwałdzkim należy skręcić aby zacząć podjazd, więc metodą „po nitce do kłębka” postanowiłem to miejsce znaleźć. Wieść gminna niesie że jest to podjazd na prawdę wymagający. Fizyka mówi, że skoro jest tak stromy to nie powinien być długi. Ja mam wrażenie, że w tym przypadku fizyka nie ma zastosowania, bo droga ciągnie się i ciągnie. Fakt że zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie ok. 10 – 15km/h bo droga jest wąska, kręta, nierówna, częściowo wyłożona płytami ażurowymi, a po zmianie obręczy klocki wymagają jeszcze korekty na co trochę olałem chcąc szybko przejechać się na poskładanym na nowo starym mysticu. Droga powrotna to znowu podjazd na Przełęcz Kocierską tym razem od strony Kocierza Moszczanickiego. Tym oto sposobem wjechałem na Przełęcz Kocierską dwa razy w ciągu kilkudziesięciu minut.

mapka:
Stawili się też: